W sierpniu zaprezentowałam nowości Lily Lolo w postaci zestawu /KLIK/
jaki otrzymałam od dystrybutora marki na terenie Polski firmy Costasy. Z racji zobowiązania do
zamieszczenia postów przed upływem dwóch miesięcy od otrzymania produktów każdy
post z tej serii zostanie oznaczony jako pierwsze wrażenia. Jest to bardzo
ważne, ponieważ dla mnie dwa miesiące to zbyt krótko na wydanie ostatecznej
opinii i proszę wziąć to pod uwagę :) Nie lubię tajemnic, a mechanizm tego typu
akcji musi być czytelny dla mnie jak i dla Was. Dlatego też seria zostanie
dopełniona na koniec postem zbiorczym podczas którego odniosę się do
wcześniejszych uwag. Tyle słowem wstępu i przechodzę do sedna :)
Dzisiaj podzielę się
moimi uwagami odnośnie matującego pudru sypkiego Flawless Matte, który w momencie
pierwszej prezentacji wydawał się wychodzić na prowadzenie. Czy nadal tak jest?
Przekonajmy się :)
Charakterystyka mojej cery:mieszana w kierunku tłustej z
okresowym problemem w strefie T, cera płytko unaczyniona z tendencją do
zaczerwienienia, walczę z trądzikiem różowatym
Moje oczekiwania:
puder wykańczający makijaż musi być delikatny, niewidoczny, nie obciążający
skóry a matujące właściwości powinny trzymać skórę w ryzach przez kilka godzin.
Nie oczekuję extra matu jeśli w zamian dostanę dobre utrwalenie makijażu
gwarantującego świeżość a ew. poprawki załatwią jedynie bibułki matujące.
Przygoda z
kosmetykami mineralnymi stanowi zamknięty rozdział w moim życiu, ale pozostała
mi słabość do niektórych produktów lub formuł. Wiem, że na co dzień wolę
wybrać tradycyjną kolorówkę, która daje mi o wiele więcej swobody i komfortu. Dlaczego więc wybrałam Flawless Matte? Po
trochu dlatego, że liczyłam na prosty i działający skład INCI.
Moje
wcześniejsze spotkania z np. z pudrem ryżowym kupowanym na Coastal Scents,
jedwabnym z Silk Naturals, czy pudrami Lauress zaliczam do bardzo udanych.
Poznałam też moc krzemionki, samorobionych mieszanek itd. Im więcej poznaję
kosmetyków, tym bardziej wiem czego potrzebuję i służy mojej skórze. W
zależności od marki i użytej kombinacji w składach pudry sypkie mogą pokazać
wiele twarzy.
Lily Lolo Flawless
Matte mam w użyciu od chwili kiedy tylko dostałam go w swoje ręce. By
opinia stała się bardziej miarodajna wyciągnęłam moje dwa podkłady mineralne, w
zasadzie jeden to pseudominerał z Mary
Kay, który zasługuje na uwagę i jest naprawdę niezły oraz drugi, pochodzący
już z nieistniejącej firmy mineralnej EGM
(Earthen Glow Minerals). Używam je na zmianę z tradycyjną kolorówką w
postaci Guerlain BB Hydra + /recenzja/
oraz podkładem Guerlain Parure de Lumiere /recenzja/
Dla większości osób
na pewno skład INCI stanie się atutem, prosty i zarazem zapowiadający
sukces. Tak sobie myślałam, jednak im częściej sięgam po ten puder przekonuję
się, że dłuższej relacji pomiędzy nami nie będzie.
Zacznę od tego, że zostałam
rozpieszczona przez rzeszę kolorówki jaka przeszła przez moje ręce i
struktura Flawless Matte nie odpowiada mi. Puder pomimo drobnego zmielenia jest
tylko pozornie lekki. Brakuje mu tego woalu, tego specyficznego wykończenia.
Wymaga też lekkiej ręki, ze względu na biały kolor który teoretycznie staje się
transparentny. Natomiast jeśli damy go za dużo osiada na skórze poprzez
podkreślenie porów, fałd skórnych i jest trudny do roztarcia. Poniższe słocze
na dłoni stanowią jedynie przykład tego, co może się wydarzyć na twarzy.
Próbowałam kilku różnych pędzli z różnego rodzaju włosiem i za każdym razem
napotykałam ten sam problem. Trochę za dużo zabawy jak dla mnie.
Na pewno dużo lepiej
współpracuje z kosmetykami mineralnymi niż tradycyjną kolorówką. Nie podoba
mi się wykończenie na mojej skórze, za każdym razem twarz wygląda mało
naturalnie. Wbrew temu, co znajduje się w opisie produkt nie redukuje drobnych
zmarszczek i niedoskonałości skóry. Bez względu na zastosowaną kombinację czuję
go na skórze i nie wygląda to zbyt dobrze.... Na dodatek po kilku godzinach
zaczyna się mały dramat. Strefa T nadmiernie produkuje sebum i o ile w przypadku tradycyjnej kolorówki problem
rozwiążą bibułki matujące, to z podkładem mineralnym nie bardzo. Najlepszym
rozwiązaniem jest demakijaż. Przeszkadza mi także to, jak cera prezentuje się w
ogólnym odbiorze. Nabiera dziwnego ziemistego kolorytu, jest zmęczona,
przetłuszczona a wszelkie niedoskonałości podkreślone aż za bardzo.... patrząc
na siebie w lustrze odnoszę wrażenie jakbym miała dołożone co najmniej 20 lat
więcej....
Flawless Matte za to
okazuje się dobrą bazą pod podkład mineralny oraz pod bazę pod cienie. Delikatnie
wcierany pędzlem typu flat top na obszarze czoła, nosa i brody przedłuża
trwałość makijażu. Nie mam już wtedy potrzeby utrwalenia podkładu mineralnego.
W przypadku tradycyjnej kolorówki ten zabieg nie działa.
Z racji problemów z
mocno przetłuszczającą się skórą na powiekach baza pod cienie, to mój dobry
przyjaciel. Dlatego pomyślałam, że będzie to dobra okazja do połączenia. Gruntuję
skórę odrobiną pudru po czym nakładam bazę pod cienie z Lime Crime i mogę
cieszyć się nienaruszonym makijażem oczu przez pożądany przez siebie czas. Odnoszę
wrażenie, że w takim połączeniu baza działa jeszcze lepiej niż solo.
Wypróbowałam wariant
z wymieszaniem pudru z kremem nawilżającym i mam bardzo mieszane odczucia. To
nie dla mnie, moja skóra nie przyjęła zbyt dobrze takiej kombinacji.
Szczerze mówiąc
jestem rozczarowana, nie tego oczekiwałam. Pewnie jeszcze od czasu do czasu
sięgnę po niego, by zweryfikować swoje odczucia, ale pudru używałam do tej pory
w różnych warunkach, temperaturach i nie przekonuje mnie. Jeszcze jedno rzuciło
mi się w oczy, to jak wygląda w różnym oświetleniu. Znacznie lepiej prezentuje
się w świetle dziennym niż wieczorem, sztuczne oświetlenie jeszcze bardziej
wydobywa i podkreśla jego strukturę i teoretyczne stopienie ze skórą. Celowo
użyłam określenia „teoretyczne stopienie ze skórą”, bo puder najzwyczajniej w
świecie jest widoczny....
Estetyka opakowania,
to coś czego nie zamierzam omawiać ;) Za to na plus udane zabezpieczenie pudru,
przekręcane wieczko zapobiega wydostaniu się produktu na zwewnątrz. Poza tym sama
konsystencja jest dość zbita, co zresztą nie dziwi patrząc na skład INCI.
Pojemność 7g w cenie
72,90 zł, to w moim odczuciu dość droga impreza o słabym potencjale i
wolałabym dołożyć lub w tym przedziale kupić coś innego.
Przed zakupem polecam skorzystanie z opcji jaką jest próbka,
ona pozwoli wyrobić sobie pewne wyobrażenie co do działania i efektu. Sama
utwierdziłam się w przekonaniu, że nie jest to jednak kierunek dla mnie ;) Nie
tym razem.
Pozdrawiam :)
*stanowi Recenzję sponsorowaną, która jest oznaczona etykietą