Quantcast
Channel: 1001 Pasji
Viewing all 907 articles
Browse latest View live

Moje Kosmetyczne Skarby, pomadki/błyszczyki/lakiery/kredki

$
0
0

Kolorowe produkty do makijażu ust stanowią u mnie niewielką grupę. Może dlatego, że przez bardzo długi czas byłam uzależniona od błyszczyków. Poza tym to one dawały mi o wiele większą swobodę niż klasyka w takim wydaniu jak pomadka. Wszystko bierze się stąd, że moje usta należą do bardzo wymagających. Łatwo je podrażnić/przesuszyć i wtedy żaden choćby najlepszy kosmetyk kolorowy nie wygląda na nich dobrze.

Przez bardzo długi okres uwielbiałam sięgać po błyszczyki Lancome Juicy Tubes. Dla większości to tzw. mordoklejki, ale mnie odpowiada takie wykończenie. To one pokazały mi, że błyszczyk może mieć także walory pielęgnacyjne. Potem tę kategorię powiększyły produkty marki C.O Bigelow /recenzje/ i nie sposób nie wspomnieć Victoria’s Secret /recenzja/

I pewnie nadal tkwiłabym w świecie błyszczyków, ale za sprawą Stri :* uległo to zmianie. Poznałam nowe kolory, odkryłam na nowo kierunek, którym zaczęłam podążać. Był to przełomowy moment, który doprowadził do obecnego stanu :)

Zapraszam na pełną prezentację :)




Zbiór nie jest duży, ale przemyślany, dopasowany a przede wszystkim zadowala mnie pod kątem jakości. Bo to ona jest dla mnie priorytetem podczas zakupów.

Jak widzicie nie przywiązuję się do marki, swobodnie poruszam się pomiędzy różnymi półkami cenowymi szukając dla siebie perełek. Nie będę pokazywała każdej pomadki osobno, ponieważ są używane i o ile w przypadku innych kosmetyków zdjęcia mogą wyglądać dobrze, tak używanych pomadek nie lubię pokazywać. Za to przygotowałam słocze i odnośniki do recenzji, które zawierają zdjęcia „w akcji”.

Pomadki:

1. Chanel Rouge Coco Shine 60 Antigone
2. Dior Addcict 680 Millie
3. Burberry Soft Satin Lipstick Lip Cover Rosewood 04 /recenzja/
4. Shiseido Perfect Rouge RD 142 /prezentacja/
5. Inglot Slim 61
6. Inglot Slim 42
7. Gosh Soft'n Shine Lip Balm 39 Sweetheart
8. Gosh Soft'n Shine Lip Balm 32 Angel /prezentacja/
9. Urban Decay Revolution Fiend
10. Urban Decay Revolution Rapture
11. Rimmel Moisture Renew 200 Latino /recenzja/
12. Flormar SuperShine 525 /prezentacja/


Chanel Rouge Coco Shine 60 Antigone, Dior Addcict 680 Millie bardzo sobie cenię za walory pielęgnacyjno makijażowe. Szuakałam żelowych pomadek do użycia bez lusterka i za mną ponad 8 miesięcy używania ich na przemian. Mam już dobry materiał na recenzję i pełną prezentację :)

Inglot seria Slim, to bardzo miłe odkrycie. Zasługują na więcej niż kilka słów.

Gosh Soft'n Shine Lip Balm pochodzą z moich zapasów, niestety seria została wycofana. Wielka szkoda :( Świetny produkt w eleganckim opakowaniu za niewielkie pieniądze.

Urban Decay Revolution, to seria która stała się moim tegorocznym odkryciem i…. Chcę więcej. Dlaczego? O tym napiszę już wkrótce.
O pozostałych pomadkach nie zmieniłam zdania i więcej informacji znajdziecie w linkach :)

12 pomadek świetnej stanowi dla mnie ilość optymalną. Poza tym na wykończeniu mam balsamy Gosha, które zrobią miejsce na nowe.

Teraz kolej na moją ulubioną część, czyli lakiery do ust/kredki/błyszczyki i konturówki.



Kredki do ust:

Revlon Just Bitten Kissable Balm Stain 005 Crush Beguin /prezentacja/

Clinique Chubby Stick 07 Super Strawberry
Clinique Chubby Stick Intense 06 Roomiest Rose

Kredki Clinique nie przypadły mi do gustu, zużywam je “na siłę” ponieważ przesuszają mi usta w związku z tym sięgam po nie okazjonalnie. Znacznie lepiej oceniam kredkę Revlonu. O dziwo :)

L’oreal La Laque 411 Never Lacque-ing /prezentacja/
L’oreal Le Matte 404 Matte-R of Fact! /prezentacja/

Błyszczyki:

Victoria’s Secret Lip Gloss Beauty Rush Cocoalicious
Bath and Body Works Lip Licious Limonade & Fruit Punch
Urban Decay miniaturka Naked, kiedyś na pewno kupię produkt pełnowymiarowy :)
Soap & Glory Sexy Mother Pucker Punch Bowl, tylko dla miłośniczek mrowiących, lepkich i słodkich mazideł. Ja bardzo lubię tego typu kosmetyki :)
Korres Korres Liquid Lipstick nr 28 Raspberry Lipgloss /prezentacja/


Lakiery do ust:

ArtDeco Lip Laquer 28 Pink Attitude /prezentacja/
ArtDeco Lip Laquer 15 Frangible Rose /prezentacja/


ArtDeco Lip Laquer 45 Cashmere Rose
ArtDeco Lip Laquer 10 Impassioned Mauve



Shiseido Lacquer Rouge RD 607 Nocturne /recenzja/
Shiseido Lacquer Rouge RD 203 Portrait /recenzja/
Shiseido Lacquer Rouge RD 305 Nymph /recenzja/




Konturówki do ust:

Flormar  Waterproof Lipliner #201 #202 #232 #216
ArtDeco Transparentna konturówka /prezentacja/
IsaDora Perfect Lipliner 42 Plum /prezentacja/
Makeup Store Passionate Glory

Na zakończenie gromadka, która nie załapała się do zdjęcia zbiorczego z różnych powodów ;)


Clarins Light Natural Lip Perfector 05 Candy Shimmer, spotkaliśmy się już nie jeden raz i zapewne na tym się nie skończy. Lubię ten błyszczyk i ten kolor. Jest tylko jeden minus, od momentu otwarcia lepiej nie zostawiać go na potem tylko używać i zużywać, ponieważ z czasem potrafi zmieniać smak i zapach. Elaboratów o nim pisać nie zamierzam, dobry produkt który zapewni nam świetne właściwości pielęgnacyjne oraz wizualne.


Wibo Elixir nawilżająca pomadka do ust 09, gdyby nie koszmarne opakowanie mogłabym do niego wracać częściej. Nie znajduje się na szczycie mojej listy, lecz lubię go ze względu na kolor.

ArtDeco Hydra Lip Booster 37, zwykły przyjemny błyszczyk bez efektu wow. Pozostawia bardzo fajne mokre wykończenie i dość długo trzyma się na ustach.

L’oreal Rouge Caresse Lipstick 101 Tempting Lilac, kultowa pomadka która zdobyła moje uznanie kolorem.

Poza kadrem, ponieważ otrzymałam je niedawno i za wiele o nich nie powiem to:

L’oreal Shine Caresse ‘Glossy Stains’400 Eve, jeszcze nie mam wyrobionego zdania co do tego kosmetyku. Jedno jest pewne, sama bym go nie kupiła. Za jakiś czas temat rozwinę bardziej.


Maybelline SuperStay Lipstick 14H 510 Non-Stop Red, na pomadkę z tej serii miałam już dawno ochotę. 510 Non-Stop Red nie jest kolorem, który wybrałabym sama dla siebie, ale podoba mi się. Ratują go niebieskie tony. Dzięki niej upewniłam się, że na pewno kupię kolor Always Plum. Mam go w głowie od chwili pierwszego słoczowania w drogerii :)

O niektórych pozycjach na pewno napiszę więcej i temat zostanie rozwinięty dlatego też nie przygotowywałam wszystkich słoczy. Jeżeli coś zainteresowało was szczególnie dajcie znać, rozwinę wtedy temat :)


Z powyższego zbioru moimi faworytami stały się: Shiseido Lacquer Rouge, Urban Decay Revolution oraz konturówki marki Flormar. Na uwagę zasługują: Chanel Rouge Coco Shine 60 Antigone, Dior Addcict 680 Millie, Clarins Light Natural Lip Perfector 05 Candy Shimmer, Inglot Slim 61 oraz Rimmel Moisture Renew 200 Latino.

A Wy co możecie polecić w kwestii makijażu ust?

Pozdrawiam :)




iS Clinical Hydra Cool Serum

$
0
0


Pierwszy kontakt z marką iS Clinical nastąpił pod koniec 2012 roku po czym zdecydowałam się na pierwsze zakupy. Na blogu opisałam szczegółowo iS Clinical Serum Regenerujące Pro-Heal Advance +15%/4% /recenzja/

Serum Hydra Cool wyróżnia się znacząco, efekty odczuwalne pojawiają się od pierwszego użycia i przy odpowiedniej pielęgnacji pozostają przedłużone na długi okres czasu. Śmiem twierdzić, że to jeden z najlepszych produktów w tej kategorii. Ponad roczne doświadczenie i dwukrotne spotkania stały się dobrym materiałem do recenzji. Obecnie mam trzecie opakowanie i tylko utwierdzam się w przekonaniu o dobrym wyborze.

Sera różnego rodzaju w mojej pielęgnacji, to podstawa. Nie wyobrażam sobie, by mogło zabraknąć tego elementu, który łączy poszczególne kroki w jedną całość. Z chęcią sięgam po marki apteczne, czasami naturalne a jeszcze chętniej zaglądam na półkę związaną z medycyną estetyczną. 

Czym wyróżnia się iS Clinical Hydra Cool Serum ? Zapraszam do dalszej części :)





Opakowanie. Produkt otrzymujemy w eleganckim kartoniku, na którym jest podany w sposób czytelny skład INCI oraz opis dystrybutora. W środku znajdziemy jeszcze dodatkową ulotkę oraz serum w osobno zaplombowanej ampułce z ciemnego szkła, do której został dołączony praktyczny dyspenser. 


Podoba mi się to, że przygotowujemy całość dopiero tuż przed użyciem. Banalna czynność, ale jakże istotna. Do tego zamiast problematycznej pipety dostajemy praktyczny dyspenser, który ułatwia dozowanie i stosowanie. Nic się nie marnuje, produkt zużywamy do końca.



Konsystencja. Jeżeli użyję sformułowania rozwodniony żel, będzie to najbardziej trafne. W każdym razie dozownik pozwala na aplikację bez strat. Używam ok. 4 porcji na twarz i szyję. Posiada ciekawy szafirowy kolor, który nie barwi skóry i nie pozostaje w żaden sposób na niej widoczny.

Pojemność/cena

Występują dwie pojemności 15ml/ok. 200zł i 30ml/ok.300zł
Dla mnie samej różnica jest na tyle niewielka, że wybieram większe opakowanie które jednocześnie służy mi na dłużej i nie koliduje z innymi produktami. Jest bardzo wydajne.

Skład INCI

W składzie znajduje się: hialuronian sodu 25%, wąkrota azjatycka (Centella asiatica) 0,3%, kwas pantotenowy (vit.B0 5,5%, wyciąg z żagwi okółkowej (kwas kojowy) 0,1% /źródło/


Działanie. Dla mnie samej najważniejszym aspektem działania było nawilżenie, ukojenie i chłodzenie, na co wskazuje już sama nazwa Hydra Cool. Do tego liczyłam, że w okresie kiedy zmiany trądzikowe (Rosacea) staną się problematyczne będę potrzebowała czegoś, co dobrze i skutecznie ukoi skórę. Obietnica nawilżenia także była bardzo kusząca zwłaszcza dla obszarów naczynkowych.


Serum świetnie wywiązuje się ze swojego działania:

-Uczucie nawilżenia towarzyszy od pierwszej chwili kiedy tylko zaczęłam je stosować. Zniknęły okresowe problemy w ciągu dnia, odczuwalnie przywraca pożądaną równowagę a co więcej świetnie koi i niweluje drobne podrażnienia, zaczerwienienia. Oczywiście na tyle, na ile to możliwe. Jestem realistką, która dobrze zdaje sobie sprawę jak wygląda skóra ze względu na trądzik różowaty.

-Delikatny efekt chłodzenia pojawia się tuż na samym początku i szybko zanika, nie powoduje dyskomfortu. Stawiam, że mentol jest w niewielkich ilościach, a jego zastosowanie zostało dobrze przemyślane. Punkt dla firmy.

-Szybko się wchłania, nie jest lepkie, dobrze współpracuje z innymi produktami.

-Regularne stosowanie przynosi odczuwalne efekty, które zostają utrwalone przez jakiś czas po odstawieniu serum. Na pewno nie bez znaczenia jest kompleksowa pielęgnacja, ale ja mam cały czas na uwadze, że na efekt końcowy pracuje „cały zespół” i nic nie dzieje się jednostkowo.

W zależności od kondycji cery sięgam po nie rano bądź wieczorem, a czasami w obu kombinacjach. Sugeruję się wyłącznie potrzebami mojej skóry.

Dzienne zastosowanie to np. przemywam twarz Tonikiem Łagodzącym z P&R, potem nakładam serum iS Clinical Hydra Cool Serum i potem wybieram krem lub produkt z filtrem. Przez okresy stosowania serum na mojej półce gościły takie kremy jak: Filorga Hydra Filler, Time Filler Mat, Lierac Hydro-Chrono + Rich Nourishing Cream Hydration Multi-Protection, seria Mesofilt Lierac.

W nocnym wydaniu na serum nakładałam Rozex emulsję lub krem, a w zależności od stanu cery sięgałam po krem. Czasami zostawałam tylko przy samym połączeniu serum z Rozexem lub zamiast Rozexu wkraczała do działania jedna z ampułek P&R.

- Bardzo dobrze nadaje się pod makijaż. Nie odnotowałam tutaj żadnych problemów. I podczas demakijażu skóra była w widoczny sposób ukojona, miękka, nawilżona.

Hydra Cool Serumoceniam na 6+, zdecydowanie warte swojej ceny. Na pewno co jakiś czas będę do niego wracać. Rzadko zdarzają się takie produkty, których działanie odczuwamy od pierwszej kropli. Dosłownie :)

Mam ochotę na bliższe poznanie oferty iS Clinical i na pewno będę powracać do tego tematu na łamach bloga. A może któraś z Was zna ofertę marki i próbowała coś innego z równie dobrym skutkiem?


Pozdrawiam :)

Moje Kosmetyczne Skarby, pudry

$
0
0

Dzisiaj kolejna odsłona Kosmetycznych Skarbów i zapraszam na prezentację pudrów, które goszczą w moich zasobach. Postanowiłam zebrać je w jedną całość.

Z jednej strony zbiór może wydawać się zbyt duży, lecz dla mnie jest skrojony na odpowiednią miarę. Każdy z kosmetyków spełnia określoną funkcję, do niektórych wrócę, do innych nie. Jednak nie dzisiaj o tym ;) Za to zdradzę, że ten post stanie się odwołaniem dla nadchodzących recenzji.

Zapraszam do dalszej części :)



by Terry Hyaluronic Hydra – Powder

Świeży zakup, który pokazywałam w tej notce KLIK! za krótko jest ze mną bym mogła go zarekomendować lub nie. Na pewno, to interesujący i godny uwagi produkt, lecz magia Terry chyba jeszcze do mnie nie dotarła. Tyle powiem ;)


Guerlain Les Voilettes Mineral Invisible Skin-Fusion
Loose Powder Unifying & Mattifying Beige Clair 02

 “love–hate relationship” najlepiej pasuje do szybkiej charakterystyki tego pudru. Bardzo żałuję, że firma wycofała poprzednią wersję- Les Voilettes Pudre Libre. Ten puder był moim faworytem i nie zawsze to, co nowsze jest lepsze. Z kolei czasami są takie dni/okresy, kiedy uwielbiam Les Voilettes Mineral i nie wymieniłabym go na nic innego. Niestety puderniczka, sposób dozowania i kilka innych rzeczy skutecznie zniechęcają mnie do powtórzenia zakupu.


Guerlain Les Voilettes Translucent Compact Powder 2 Clair

Prasowana wersja Les Voilettes Loose Powder, która okazała się strzałem w 10-tkę. Szczególnie „do torebki” i nie tylko. Uwielbiam ten delikatny woal jakim spowija moją skórę . Niepozorne puzderko posiada MOC :)


Guerlain Meteorites Butterfly Pearls /zbliżenie/

Motyle, uwielbiam najbardziej z mojej gromadki. Zajmują czołową pozycję i moim marzeniem jest, by pojawiła się ponownie zbliżona edycja w prasowanej wersji. Kupiłabym bez wahania!


Guerlain Meteorites Perles D'Azur /prezentacja/

Z perspektywy czasu zakup tego wariantu oceniam za zbędny. Zostały ze mną ze względu na możliwość połączenia wg własnego pomysłu :)


Guerlain Meteorites Perles De Nuit /prezentacja/

Bardzo lubię to zestawienie, udane połączenie kolorów. Nie będę rozpisywać się za wiele, Meteoryty się kocha bądź nie ;) Po prostu :D


Guerlain Meteorites Perles Teint Dore 03

Teint Dore, to mój trzeci meteorytowy faworyt. Kupione w ostatniej chwili, ponieważ kolejna osłona już znacznie się różni. Z przyjemnością sięgam po nie na co dzień w wersji globalnej lub punktowym. Perfekcyjny mix kolorów.


Guerlain Meteorites Winter Radiance /zbliżenie/

Winter Radiance były pierwszymi kulkami, które spędzały mi sen z powiek. Dosłownie. Musiałam je mieć. Są doskonałe ♥ Ze względu na słabość do Motyli zajęły drugą pozycję ;)


Guerlain Météorites Compact UV Shield Pressed Powder SPF35
00 Blanc de Perle

Nie jest to mój ulubieniec, ani faworyt. Nie lubię efektu jaki zostawia na mojej skórze, głównie dlatego że w widoczny sposób rozjaśnia moją skórę. Za to jest przydatny zimą do połączenia z podkładem Tenue de Perfection 02, który dziwnym trafem czasami potrafi być za ciemny o pół tonu. Wtedy to cacko okazuje się przydatne.

Druga opcja, idealnie nadaje się do stosowania pod podkład, przedłuża świeżość makijażu. Nie stosuję tego zabiegu na co dzień, ponieważ nie mam takiej potrzeby, ale ten puder staje się świetną bazą.


La Prairie
Cellular Treatment Loose Powder Translucent 1

Ten puder jest ze mną od dawna, zasługuje na pełną prezentację z bliska. Niebawem taka znajdzie się na moim blogu. Na teraz zdradzę, że był to jeden z najlepszych zakupów w kwestii sypkich pudrów.


NARS
Translucent Crystal Light Reflecting Setting Powder

Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę o mojej fascynacji kosmetykiem marki NARS. Jakoś nigdy nie było nam po drodze. Aż do chwili kiedy zdecydowałam się na zakup sypkiego wariantu. Towarzyszy mi od wielu miesięcy i zdecydowanie wyróżnia się, zdetronizował puder MAC Prep + Prime bez dwóch zdań :D

Coś wam wpadło w oko? A może podzielicie się własnymi faworytami?


Pozdrawiam :)

Guerlain Super Aqua-Serum BB Hydra + Light

$
0
0

Beauty Balm, z jednej strony można zamknąć w tym określeniu podsumowanie, czym jest dla mnie Guerlain Super Aqua-Serum BB Hydra + Light. Nie będę snuła opowieści na bazie reklamowych sloganów i opisów producenta. Za to chcę podzielić się swoimi odczuciami. Opowiem wam moją wersję prawdy :) Hydra + gości od kwietnia na mojej półce i pokazał chyba wszystkie możliwe strony. Nie jest ideałem, oj nie.... A jednak zasłużył na miano ulubieńca. W pewnym sensie. Jak to możliwe?



Guerlain. Marka, do której mam ogromną słabość. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Miałam sobie darować wszelkie wariacje produktów w stylu BB/CC itd. jednak kiedy zobaczyłam spoty reklamowe wiedziałam, że Hydra + musi być mój. Poza tym na okres wiosenno-letni lubię odpocząć od podkładów i wykorzystać w pełni kremy tonujące, kremy BB itd. Co więcej, przebywając w domu dobrze jest mieć pod ręką coś, co zapewni mi komfort na cały dzień i nie wymusi wykonywania pełnego makijażu. Nie wiem jak u Was to wygląda, ale nawet na szybkie wyjście „po bułki” chcę mieć pewność, że dobrze czuję się w swojej skórze. Tak dla siebie samej, po prostu.
Nie różnię się od większości z Was, także mam słabsze dni i pidżamowe okresy, tylko nie znoszę chodzić w poplamionych ubraniach z resztkami lakieru na paznokciach z tłustymi włosami. Lubię czuć się atrakcyjna sama dla siebie :)

I tutaj do działania wkracza lekki podkład, krem BB, krem tonujący. Cokolwiek co utrwali dobre samopoczucie. Beauty Balm dobrze wpasował się w moje potrzeby.
Elegancki kartonik, moja kolorystyka ;), obietnice i wszystkie inne detale sprawiły, że uległam. Pewnie to siła sugestii i czar marki, bo inaczej ten zakup nie miałby miejsca. Szaleństwo kontrolowane pod pewnymi względami. Dlatego też zapraszam na moją opowieść :)


Opakowanie. Klasyczna tubka z miękkiego tworzywa i pierwsze rozczarowanie, brak dozownika :/ Co z tego, że pojemność to 40ml, kiedy nagle jeden detal okazuje się bardzo ważny. Do tego irytująca zakrętka. Nie nakładka, nie zatrzask tylko zakrętka... Liczyłam na coś podobnego jak przy BB Diora. No trudno.

Pojemność/cena/skład INCI

40ml/ok. 40 funtów- w zależności od miejsca, kodów rabatowych itd.

Skład INCI



Odcienie

Dwa kolory: Light i Medium. Nieco ubogo i nie sądzę, aby każda cera odnalazła się w takiej kolorystyce. Na początku tego nie dostrzegałam, lecz im dłużej go używam, pojawiają się nowe niuansy. Pojęcie palety kolorystycznej dla krajów europejskich jest chyba obce firmie. Wystarczy zerknąć na podkłady. Sama mieszczę się w pierwszym przedziale, ale w zależności od serii podkładów widzę duże różnice przy klasycznym 02 Clair Beige. Nawet pudry Les Voilettes różnią się pomiędzy sobą, wersja sypka i prasowana.

Działanie.

Charakterystyka cery: mieszana w kierunku tłustej z okresowym problemem w strefie T, cera płytko unaczyniona z tendencją do zaczerwienienia, walczę z trądzikiem różowatym.
Suchość skóry na policzkach i problem ze strefą T - szczególnie czołem wymusza stosowanie dwóch produktów pielęgnacyjnych. Najczęściej łączę różnego rodzaju sera z nawilżaczami, które dobrze spiszą się na strefie T i nie będą wpływać na przyspieszony proces przetłuszczania się skóry.

Oczekiwałam, że spełni się obietnica nawilżenia. To było dla mnie priorytetem. Ponadto szukałam ujednolicenia kolorytu cery, wizualnego oszustwa ;) Mniej więcej wiedziałam jaki efekt może podarować krem BB, a zeszłoroczne spotkanie z dr. Schrammek /recenzja/ zaostrzyło apetyt.

Super Aqua-Serum BB Hydra + sprawdza się na kilku poziomach. Dużo zależy od kondycji cery, użytych produktów pielęgnacyjnych, temperatury otoczenia itd. Nie potrafię go jednoznacznie zaklasyfikować, jest zbyt wiele zmiennych. Dlatego też zyskał miano „ideału nieidealnego”. Tak wiem, bardzo zawiłe, lecz zarazem istotne, dla pełnego obrazu :)

Tutaj nie wydarzy się CUD, moja cera jest trudna. Gdybym nie miała żadnych problemów skórnych zapewne byłabym po prostu zadowolona, a tak? Poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko.

Długo zastanawiałam się nad formą tego posta i pomyślałam, że pokażę go „w akcji” przy okazji opisując moje za i przeciw. Na koniec zrobię małe podsumowanie i próbę oceny. Przygotowałam dwa zestawy zdjęć, które były robione w tym samym okresie „dla cery” i jedyna zmienna, to światło dzienne – dzień pochmurny, dzień słoneczny. Manualne ustawienie aparatu (Panasonic DMC-FZ100) balans bieli ABW, bez filtra i dodatkowych atrakcji. Zdjęcia zostały jedynie skadrowane.

Konsystencja: aksamitna, kremowa, w moim odczuciu bardzo komfortowa.


W zależności od kondycji mojej cery nie zawsze muszę stosować pod niego dodatkowy nawilżacz. Jednak kiedy obszar policzków jest suchy/przesuszony/charakteryzuje* się problemem z odpowiednim nawilżeniem Hydra + sam w sobie jest za słaby, podczas aplikacji zostawia smugi, wchodzi w pory, podkreśla wszelkie niedoskonałości. Problem nasila się podczas wysypu grudek, wtedy produkt dodatkowo na nich osiada w mało estetyczny sposób, a w momencie utrwalenia całości pudrem dochodzi do efektu „ciastkowania”.

*niepotrzebne skreślić ;)

W obliczu takiego zachowania najlepszym rozwiązaniem jest zastosowanie bazy wygładzającej Kanebo, która zastępuje krem/lotion. Oczywiście w okresie jesienno-zimowym nie wchodziłoby to w grę, ale Hydra + wykorzystuję wyłącznie w czasie wiosny/lata.

Z drugiej strony będąc w domu nie potrzebuję nic więcej poza kremem BB solo, jednak w obliczu obietnic producenta, działania oraz pozostałych parametrów, to dość droga „zabawka”.


Kolor, kupując go był początek wiosny i odcień Light wydawał się optymalny. Z biegiem czasu stał się za jasny, dlatego też mieszam go z Becca Bronzing Skin Perfector Palm Beach. Zakup odcienia Medium nie wchodzi w grę, jest dla mnie dużo za ciemny...

Light, to jasny beż z wyraźną domieszką żółci.

To, co mi się w nim najbardziej podoba, to efekt wyrównania kolorytu, dobry poziom krycia obszarów naczynkowych, zaczerwienień oraz drobnych niedoskonałości. TA chwila transformacji od nałożenia do stopienia się z cerą zasługuje w pełni na miano „beauty balm”.


Czasami sięgam po korektor, który doskonale uzupełnia obraz :) Aktualnie „męczę” Maybelline Fit Me nr 10, nie jest to mój ideał. Ponownie na pewno go nie kupię. Na dodatek mój faworyt Collection Lasting Perfection uległ przemianie nie tylko wizualnej, lecz zostały zmienione nazwy kolorów oraz ich formuła. Dlatego też po 03 Medium pozostało wspomnienie.


Trwałość oceniam na plus, oczywiście nie jest to podkład typu „long lasting” ale na bazie poznanych kremów BB do tej pory uważam, że jest naprawdę dobrze.

W ciągu dnia cera się przetłuszcza, ale jest to sytuacja do opanowania. Wystarczą bibułki matujące. I problem rozwiązany :)

Poziom krycia jest dla mnie satysfakcjonujący oceniając realnie kondycję mojej cery. Z racji uzyskanego efektu nie sięgam po róż do policzków, wybieram brązer lub bazę brązującą Chanel. To jest optymalne połączenie. Dla mnie :)

Całość utrwalona pudrem Guerlain Les Voilettes Translucent Compact Powder 2 Clair, brwi Hourglass Arch Brow Sculpting Pencil Dark Brunette, odrobina brązera La Prairie Cellular Treatment Bronzing Powder, pomadka Chanel Rouge Coco Shine 60 Antigone. I to wszystko :) W zależności od sytuacji, humoru i planów wersja zostanie rozszerzona lub skrócona. Dodam, że podczas urlopu sięgałam jedynie po filtr, krem BB, brązer i kredkę do brwi. Puder towarzyszył mi wyłącznie w torebce i w zasadzie rzadko po niego sięgałam.

Tak wygląda makijaż po ok. 5h


Idealnie nieidealny. Próba krótkiego podsumowania i oceny.

+ konsystencja
+ działanie w postaci wyrównania kolorytu, przeobrażenia skóry i nadanie jej promiennego, wypoczętego wyglądu. Wizualne oszustwo w najlepszym wydaniu w tej kategorii.
+ nawilżenie, aczkolwiek bywa czasami zbyt słabe jednak na ten element składa się w moim przypadku kilka wytycznych i przymykam oko ;)
+ kojące działanie na skórę podczas wzmożonego rumienia, zaczerwienienia oraz grudek. Pomimo nie do końca estetycznego wykończenia walory pielęgnacyjne są dla mnie bardzo istotne.
+ lekki, nie obciąża skóry
+ wydajny

- opakowanie
- ograniczona paleta kolorów
- podkreślanie niedoskonałości
- w zależności od kondycji cery zachowuje się nieprzewidywalnie ;)
- cena

Dla mnie samej, to produkt którego działanie doceniam. Sprawia, że sięgam po niego bardzo chętnie. Zdominował moją kosmetyczkę w tym sezonie. Na tyle, że rozważam zakup kolejnego opakowania. Zostawiam furtkę uchyloną dla ostatecznej oceny zwłaszcza, że mam jeszcze ok. połowy obecnego opakowania. Zobaczymy, co przyniesie czas.

Pozdrawiam :)




Moje Kosmetyczne Skarby, róże do policzków.

$
0
0

Róż do policzków, to jeden z moich ulubionych kosmetyków w makijażu obok brązera. Mam ogromną słabość do tego typu produktów i mimowolnie co jakiś czas wpada nowy egzemplarz. Co prawda obracam się wokół tej samej gamy kolorów, lecz coraz baczniej zwracam uwagę na strukturę samego kosmetyku. Nie ma gotowej recepty na zadowolenie w tej materii, pozostaje jedynie testowanie, testowanie i jeszcze raz testowanie. Poniższa gromadka na obecną chwilę stanowi mój sprawdzony zestaw.




Benefit Hervana


Jest ze mną od dawna, ale ze względu na swój odcień nie wykorzystuję jej zbyt często. Pomimo, że w opakowaniu prezentuje się interesująco, to w rzeczywistości bardzo bezpieczne połączenie. Sięgam po nią tylko wtedy, gdy moja cera ma naprawdę trudne dni. Coś w stylu nie chcę rzucać się w oczy, lecz odrobina koloru na policzkach dobrze mi robi.


Im dłużej ze mną jest utwierdzam się w przekonaniu, że ponownie nie kupiłabym Hervany. Mój stosunek do marki staje się taki sam jak do The Balm. Wyrosłam :D

Benefit Dallas



Jedyny kosmetyk marki Benefit, który mogę kupować do końca swojego życia. 


Wiem, brzmi patetycznie. Ale to prawda. Dallas jest na pograniczu różu i brązera, uwielbiam go za kolor, wykończenie oraz trwałość.

Flormar Terracotta Blush – On 41



Zauroczyła mnie kiedy tylko dotknęłam testera. Wiedziałam, że musi być moja. 

Różo-rozświetlacz o satynowym wykończeniu przypominającym taflę. Bardzo komfortowa w codziennym makijażu i wystarczy delikatnie musnąć pędzlem, by cieszyć się nią przez cały dzień. Idealnie nadaje się do łączenia z innymi kosmetykami.


Yves Rocher
Blush Naturel Couleur Nature 21 Medium Abricote (Średnia Morela)


Bardzo bezpieczny odcień, trudno sobie nim zrobić krzywdę a do tego ma piękny kolor. Szalenie lubię taką kolorystykę.


Minusem natomiast jest jego formuła, dość twardy, mocno sprasowany. Nie do końca przepadam za tego typu konsystencją.



ZAO Make-Up Organic
323 Purpurowy róż /recenzja/


Przypadek sprawił, że trafił do moich rąk i został ze mną na dobre :)


Sięgam po niego z przyjemnością. Im dłużej go używam tym bardziej jestem pewna, że zagości u mnie ponownie.

ArtDeco 07 Salmon & 36 Autumn Fruit



Kiedy zobaczyłam róż w kolorze 07 Salmon wiedziałam, że to jest TO. Kupiłam bez zastanowienia i nie żałuję! Genialna konsystencja, świetna trwałość.


Kolejny odcień był tylko kwestią czasu oraz koloru :) Potem dokupiłam kasetkę magnetyczną z ArtDeco i w taki oto sposób mogę dowolnie składać zestawy na bazie posiadanych produktów tej marki. Na wyjazdy jak znalazł. I nie tylko :)


Clinique Blush Pop 03 Berry Pop



Zabójczy odcień, dosłownie! Sama na pewno nie zwróciłabym na niego uwagi. Tego typu barwy zbyt mocno podkreślają moje obszary naczynkowe i wymagają idealnie przygotowanej cery. 


Piękny fioletowo różowy kolor z niebieskimi tonami. To go czyni wyjątkowym. Podkład i korektor, to mus. Identycznie jak w przypadku The Balm InStain Pinstripe (Plum). Najlepiej się go nakłada przy pomocy pędzla Real Techniques Blush Brush. Na uwagę zasługuje także forma kosmetyku, jego struktura. Osobiście nie jestem fanką marki Clinique i mam zaledwie parę ulubionych produktów od nich, czy Berry Pop trafi do tej puli? Jeszcze nie wiem.

Lauress Peony /prezentacja/



W kosmetykach mineralnych rozkochałam się dawno temu. Z czasem przekonałam się, że to był tylko romans po którym została słabość do wybranych produktów. 


Róże, cienie, brązery i rozświetlacze. Nadal z chęcią do nich wracam. Peony to cudny odcień jasnego różu.

Lauress Candle Light Decadence /prezentacja/



Rzadko sięgam teraz po Decadence, ale lubię go mieć :) Do tego utrzymany w chłodnej tonacji.

Lumiere Veena Blush Violaceous /prezentacja/



To był pierwszy perfekcyjny odcień różu z fioletowymi tonami. Śmiało mogę powiedzieć, że róż ZAO, to jego ulepszona wersja.

The Balm InStain Pinstripe (Plum) /prezentacja/



Kiedy tylko pojawiło się info odnośnie nowej serii różów z The Balm wiedziałam, że jakiś kolor kupię na pewno. Obejrzałam wiele słoczy, prezentacji. Zapoznałam się z chyba każdą możliwą recenzją. Wybór padł na Pinstripe (Plum). 



Niestety, aby go używać i cieszyć się nim w pełni potrzebny jest podkład, korektor. Idealnie przygotowana cera. Tak, jak w przypadku wyżej opisywanego różu Clinique. Z czasem opakowanie traci na świeżości i dla mnie jest to minus. Nie wiem, czy kupię jeszcze jakiś inny odcień z tej serii. Może? Czasami nigdy nic nie wiadomo.... ;)

Maybelline Dream Touch Blush 06 Berry & 05 Mauve




Jeżeli ktoś lubi kremowe formuły, zachęcam. Bardzo udane kolory, niezła trwałość i bajecznie prosta obsługa. Podczas szalonej promocji, warto kupić w dobrej cenie.

Guerlain Madame Rougit



Ulubieniec! Wymieszane wszystkie kolory razem tworzą kolor idealny. Ten róż posiada najmocniejszą pozycję w moim zbiorze. 


Do tego funkcjonalna puderniczka, lusterko. Dołączonego pędzelka nie używam, ale dobrze go mieć.

Guerlain kulkowy mix  /prezentacja/



Co, jak i dlaczego opisałam w zalinkowanej prezentacji. Taka moja mała kombinacja, która spisuje się idealnie.


Makeup Store Shimmery Dynasty



Próbka koloru może odstraszyć, ale to tylko próbka która pokazuje jego moc. Wątpię, czy ktoś nosi na co dzień tak podkreślone policzki. Natomiast nałożony w rozsądnej ilości, dobrze roztarty dodaje świeżości i uroku.


Zatopione w nim złote drobinki nie są nachalne, nie uzyskamy efektu a’la bombka choinkowa.

MAC Tres Chic Lovecloud (satin)



Chłodny odcień różu, po który sięga chętnie i często. Dobra trwałość.

MAC Tres Chic Modern Mandarin (satin)



Kiedy zobaczyłam go po pierwszy raz wiedziałam, że jest stworzony dla mnie. Nie pomyliłam się :)))



Palety do makijażu twarzy z LE Antonio Lopez spędzały mi sen z powiek jak tylko zobaczyłam notki reklamowe. Już wtedy wiedziałam, że chcę obie. Chyba żadna kolekcja MAC nie wywarła na mnie takiego wrażenia i nie wywołała takiego pożądania :D Dla mnie samej było to zaskoczeniem tym bardziej, że nie szaleję za marką. Mam co prawda mały pakiet produktów, lecz coraz częściej widzę, że MAC jest dla mnie na końcu kolejki. Niebawem minie rok od zakupu i... moje odczucia są mieszane. Z jednej strony udany funkcjonalny kosmetyk, który mogę zabrać ze sobą bez konieczności taszczenia całego majdanu, a z drugiej.... Tak naprawdę z tych dwóch palet zrobiłabym jedną, która idealnie wstrzeliłaby się w moje pragnienia i oczekiwania. Jeszcze nie wiem, czy ze mną zostaną. Najczęściej wykorzystywałam wersję Coral, a z Pink oczarował mnie rozświetlacz. Jest doskonały!


MAC Antonio Lopez paleta Coral:

Iridescent Powder Star!, Powder Blush Passion For Colour, Beauty Powder Smooth Harmony






MAC Antonio Lopez paleta Pink:

Iridescent Powder Belightful, Powder Blush Pure Feminity, Beauty Powder Peaceful


To chyba jedna z niewielu kategorii w moich zbiorach, która ulega nadal przeobrażeniu. Podczas przygotowywania zdjęć wiele kosmetyków znalazło się poza kadrem i znajdą się one w kolejnej edycji Nowego Domu/klik/ Wkrótce będę chciała zamieścić posta na ten temat, może którąś z Was ucieszą niektóre rzeczy :) Przewiduję zmiany.

Lubicie róże do policzków? Jakie najchętniej wybieracie kolory, wykończenia? :)


Pozdrawiam :)




Lily Lolo, prezentacja nowości

$
0
0

Od dzisiaj do pierwszej połowy października włącznie, na łamach 1001 Pasji przeczytacie o pierwszych wrażeniach ze stosowania poniższego pakietu kosmetyków Lily Lolo, który pochodzi od bezpośredniego dystrybutora marki na terenie Polski firmy Costasy. Na pełne recenzje przyjdzie poczekać, lubię mieć komfort na poznanie produktu z każdej możliwej strony i tak naprawdę CZAS odgrywa jedną z głównych ról podczas przygotowywania recenzji. Jest to ważne, ponieważ zobowiązałam się, by przed upływem dwóch miesięcy opisać otrzymany zestaw. Detal, który ma znaczenie.

Produkty Lily Lolo przeszły metamorfozę od strony opakowań, powiększenia oferty itd. Dlatego też zdecydowałam się dać marce drugą szansę i wypróbować to i owo. Z poprzedniej serii mam w swoich zasobach prasowane cienie Shrinking Violet/prezentacja/ które skutecznie odwiodły mnie od kolejnych zakupów. Na szczęście już ich nie ma w ofercie ;) Dlatego też poniższy zestaw stanowi próbę oswojenia Lily Lolo na nowo. Czy się uda? Zobaczymy.

Zapraszam do dalszej części.



Z racji, że moja przygoda z kosmetykami mineralnymi jest zamknięta postawiłam na produkty, które z powodzeniem wykorzystam na co dzień, a co więcej są w formie prasowanej, ma to szczególne znaczenie dla różów i cieni. Nie będę zachwycać się nad kartonikami, stylistyką opakowań itd. aczkolwiek jest ona znacznie przyjemniejsza od tego, co było ;) A to, co w mojej ocenie mogłoby zostać dopracowane przez markę pozostawię na późniejsze rozważania.

Zestaw składa się z siedmiu produktów:


Flawless Matte, matujący puder wykańczający. Od razu muszę dodać, że zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i od chwili kiedy go otrzymałam wykorzystuję go na co dzień. Inne pudry poszły w odstawkę. Dobry omen :D


Truffle Shuffle, prasowany cień do powiek. Nie mogłam oprzeć się temu odcieniowi. Szalenie lubię takie barwy w codziennym makijażu. Jest potencjał.


Blush Brush & Bronzer Brush, to wynik moich dalszych poszukiwań idealnych pędzli z tych kategorii. Ciężko powiedzieć jakie okażą się moje wnioski. Na chwilę obecną pędzle budzą we mnie mieszane emocje, zwłaszcza wariant do różu.







Burst Your Bubble & In The Pink, prasowane róże do policzków. Na stronie Costasy widnieje opis, że Burst Your Bubble, to matowy odcień cukierkowego różu. No nie wiem.... mój odbiór koloru jest inny*. Na pewno nie jest cukierkowy i bliżej do koralu z łososiowymi tonami. Zdecydowanie „zgaszony”. Za to bardziej In The Pink bliżej takiemu opisowi ;) Proszę poniżej zobaczyć.


Próbka koloru Burst Your Bubble na opuszku palca za wiele nie powie, ba! Zlewa się z kolorem mojej skóry na tyle, że nie byłam pewna, czy coś w ogóle tam nałożyłam ;) W przypadku In The Pink już jest inaczej. Obra róże są mocno sprasowane, dość twarde i nadal szukam idealnego pędzla do ich aplikacji. No i zapach, bardzo specyficzny... Olejowa mieszanka w składzie nie każdemu może przypaść do gustu. Na plus opakowanie i funkcjonalne lusterko. Jednak uwaga na paznokcie podczas otwierania ;)


Kolory, to bezpieczne odcienie. Trudno sobie nimi zrobić krzywdę, na obecną chwilę kiedy moja twarz jest nieco smagnięta słońcem muszę postarać się, by kolor był widoczny. Myślę, że za parę tygodni ta sytuacja może uleć zmianie. Na razie jest we mnie umiarkowany entuzjazm.



English Rose, naturalny błyszczyk do ust. Długo zastanawiałam się nad pomadką, lecz zbyt duża rozpiętość kolorystyczna pomiędzy słoczami utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie warto ryzykować. No i spotkanie z błyszczykiem jednoznacznie przekreśliło kolejne próby.

Kolor na plus, kojarzy mi się z lubianym Candy Shimmer Lip Perfector, natomiast pozostała charakterystyka już jakby mniej ;)

Posmak czekolady? (wg opisu KLIK) Absolutnie nie, jeżeli ktoś miał okazję poznać smak oleju rycynowego który notabene jest w czołówce INCI będzie wiedział o czym piszę. Zapach na tak, walory smakowe na nie. Ładnie wygląda na ustach, dodaje świeżości. Do tego wygodny aplikator w postaci pacynki. Dam mu szansę, lecz nie zdecyduję się na zakup innego wariantu a pomadki odpuszczam.

Najbardziej byłam ciekawa pędzli, cienia i różów. Pozostałe kosmetyki nie wywołały we mnie aż takiego ducha przygody ;) Natomiast na chwilę obecną, na bazie pierwszych wrażeń śmiem twierdzić, że Flawless Matte i Truffle Shuffle, to tzw. „czarne konie” w tej grupie.

Chcecie więcej? :)

Jeżeli tak, to zapraszam na kolejne części z cyklu Lily Lolo.

Jakie są Wasze doświadczenia z marką Lily Lolo oraz kosmetykami mineralnymi?

Miłego dnia :)



*wszystkie słocze były robione w świetle dziennym na zewnątrz podczas umiarkowanego zachmurzenia. Ustawieniu manualne, aparat Panasonic DMC FZ100, długość ogniskowej 16.8mm, czas ekspozycji 1/1600s, F3.4 Jedyną ingerencją w zdjęcia było skadrowanie i podbicie tła za pomocą Microsoft Office Picture Manager.





Trzej muszkieterowie: Eau Thermale D’Uriage, Serozinc i Grape Water

$
0
0

Uriage Eau Thermale D’Uriage, La Roche Posay Serozinc i Caudalie Grape Water. Dokładnie w tej kolejności. Nie inaczej! :) a pomyśleć, że w zeszłym roku to właśnie Grape Water /recenzja/była numerem jeden i nie przewidywałam zmian. Celowo też zebrałam te produkty razem, ponieważ na temat wody termalnej Uriage czy Grape Water recenzji jest od groma. Nie zamierzałam wciskać osobnej notki, która za wiele by nie zmieniła w ogólnym rozrachunku. 

Oczywiście każdy z produktów ma zupełnie inne działanie i na tym też chyba polega urok dobrej pielęgnacji, w której produkty uzupełniają się pomiędzy sobą przynosząc zbawienne efekty. Dla mnie to trio takim jest.



Eau Thermale D’Uriage kupiłam w kwietniu podczas nieoczekiwanego pobytu w Polsce i nie rozstaję się z nią od tej chwili. Muszę mieć zawsze pod ręką opakowanie. Zasmakowałam w jej mocy działania od pierwszego użycia. Koi, przyspiesza gojenie, a co najważniejsze, nie muszę jej osuszać. Nie zastępuje mi toniku, ona pełni rolę natychmiastowego ratownika. Stosuję do twarzy i do ciała. Jednym słowem jest niezastąpiona. Uwielbiam rodzaj mgiełki jaki wydobywa się podczas aplikacji. Jest bardzo komfortowy, co nie zawsze zdarza się przy tego typu produktach. Sięgam po nią także podczas makijażu. Nie wyobrażam sobie, by mogło jej zabraknąć, a moja cera docenia jej właściwości.




Serozinc, o nim jest trochę jakby mniej, a szkoda. Zasługuje na uwagę choćby z tego powodu, że to świetny produkt dla cer typowo mieszanych, tłustych, trądzikowych. Jego skład INCI mówi sam za siebie, ponieważ siarczan cynku jest odpowiedzialny za działanie przeciwzapalne. Może pełnić funkcję produktu uzupełniającego w leczeniu bakteryjnych chorób skóry, łojotoku, trudno gojących się ranach itd.


Na początku nie do końca doceniałam działanie, ale kiedy pojawiły się drobne skaleczenia, podrażnienia np. po depilacji, wysyp grudek związanych z trądzikiem różowatym zobaczyłam w jaki sposób wspomaga proces pielęgnacji przyspieszając go. Oczywiście nie stanie się on lekiem na całe zło i np. rumień nie zniknie, wypryski nie będą goić się z prędkością światła itd. Natomiast regularnie używany przynosi korzyści. Z jednej strony różnice pomiędzy nim, a wodą Uriage nie są duże, lecz podczas używania przy określonych problemach osobiście widzę sens posiadania tych dwóch produktów jednocześnie. Serozinc świetnie zastępuje tonik w przypadku cer trądzikowych, tłustych, mieszanych. Potrzebowałam prawie roku, by docenić w pełni jego zalety ;)
Niestety nie mam pojęcia, czy jest już dostępny w Polsce, czy też nie...



Grape Water /recenzja/ nadal ma u mnie miejsce pomimo zdetronizowania przez Uriage. Lubię po nią sięgać np. podczas plażowania, stosowania maseczek. Jest bardzo delikatna, przynosi ukojenie i łagodzi wszelkie podrażnienia. Trzymana w lodówce zyskuje podczas stosowania. W połączeniu z moim ulubionym Tonikiem Łagodzącym z Pat & Rub /recenzja/ to udany team.


Lubicie tego typu produkty w swojej pielęgnacji? A może polecacie coś innego?

Pozdrawiam :)




Magiczny proszek Kanebo Sensai Silky Purifying Silk Peeling Powder

$
0
0

Przez chwilę zastanawiałam się w jaki sposób podejść do recenzji tego produktu, który wywołał we mnie nie tylko falę zachwytu, ale jedno wielkie WOW, które trwa i trwa. Niebawem minie ponad 9 miesięcy regularnego stosowania peelingu i w zasadzie mogę powiedzieć, że narodził się CUD:)Dla mnie.




Moja cera jest trudna, jest chora. Osoby, które borykają się z trądzikiem różowatym dobrze wiedzą jak to wygląda na co dzień. Każdy poranek staje się zagadką. Do tej puli dołóżmy obszary naczyniowe, rumień itd. Mogę wyliczać bez końca. Dlatego też poszukiwania idealnego peelingu enzymatycznego trwały od dawna. Wiem, że wiele osób chwali sobie bardzo peeling enzymatyczny z e-naturalnie. Miałam okazję go używać i gdybym miała w jakikolwiek sposób odnieść się do niego powiedziałabym, że to jak przesiąść się z mercedesa do malucha. Kanebo bije proszek z e-naturalnie pod wieloma względami. Napiszę o nim przy innej okazji, ponieważ chcę poświęcić posta odnośnie tego typu produktom. Oczywiście jest to tylko mój punkt widzenia. Patrzę także przez pryzmat własnej cery oraz jej oczekiwań. Za to cenię sobie komfort, działanie oraz efekt długofalowy. Nawet jeżeli jednorazowo muszę wydać określoną kwotę. A tak jest w przypadku Kanebo Sensai Silky Purifying Silk Peeling Powder.


Opakowanie 40g kosztuje ok. 60 funtów. Jednak jego wydajność jest niesamowita. Przez ponad 9 miesięcy podczas regularnego stosowania i zrobieniu kilku odsypek pozostało mi jeszcze ok. 1/3 pojemności. Szacuję, że starczy mi ona na ok. 2-3 miesiące.


Peeling stosuję raz na 7/10 dni. Wszystko zależy od kondycji mojej cery. To ona jest wyznacznikiem co i jak :) Dzięki niemu jestem w stanie zapanować nad pojawiającymi się grudkami, stanami zapalnymi. Dobrze radzi sobie ze złuszczaniem, wygładzeniem, oczyszczeniem porów oraz ich zwężeniem. Wraz z resztą pielęgnacji dobrze przygotowuje skórę do dalszych zabiegów.


Największym atutem dla mnie jest jego łagodność. Nie ma mowy o żadnym podrażnieniu, zaczerwienieniu. Obszary naczynkowe są nadal ukojone, nie pojawiają się oznaki wskazujące na ich podrażnienie. Nie działo się to na początku, potem, ani teraz. To jeden z niewielu produktów z tego przedziału, który przynosi w moim przypadku rewelacyjne efekty i mogę liczyć na jego działanie. Dla przykładu dodam, że Kanebo oceniam jeszcze wyżej niż Enzymatic Phenome /recenzja/a Dermalogica Daily Microfoliant nie jest stworzony dla mojej cery, zbyt agresywnie działa na obszary naczynkowe. I będę o nim także niebawem pisać. Wspominam o tym celowo, by pokazać jakiego rodzaju produkty miałam okazję używać.

Dla wielu osób peeling enzymatyczny brzmi egzotycznie i mało wiarygodnie, ale w zależności od cery oraz jej potrzeb może stać się wybawieniem. Tak, jak dla mnie :)


Warto tutaj dodać, że jeżeli ktoś lubi peelingi niczym papier ścierny niech nawet nie zawraca sobie głowy pozycją Kanebo. Jego działanie można przyrównać do tarczy szlifierskiej, która idealnie wygładza powierzchnię ;) Jednak jest to nadal powierzchnia.... a dla trwałych efektów potrzebne jest kompleksowe zastosowanie. Tak więc Silk Peeling Powder staje się jednym  z ogniw całego łańcucha zwanego pielęgnacją :)


+ opakowanie bardzo wygodne i komfortowe podczas stosowania, higieniczny dozownik

+wydajny, wysypuję niewielką ilość na wilgotną dłoń i rozprowadzam proszek na wilgotnej skórze delikatnymi ruchami. W kontakcie z wodą przeobraża się w delikatną piankę. Jednym słowem wykonuję masaż twarzy. Stosuję go czasami rano lub wieczorem. Nie mam ustalonej pory dnia ;)

+delikatny, nie podrażnia mojej bardzo wrażliwej skóry, obszarów naczynkowych. Nie wywołuje rumienia bądź innych negatywnych skutków.

+wygładza, oczyszcza, zwęża pory. Cera staje się przyjemnie miękka i delikatna w użyciu. Nie wysusza, nie powoduje efektu ściągniętej skóry. Jego działanie świetnie wpływa na walkę z grudkami, ogranicza ich występowanie. Łagodzi stany zapalne.

Minusy? Dla mnie brak. Dla niektórych cena może być odstraszająca, ale od czego są próbki/miniaturki a przede wszystkim warto podążać za potrzebami własnej cery. Nie każdy potrzebuje tego typu produktu na swojej półce. Ja znalazłam ideał. W każdym calu. A przygoda z peelingiem e-naturalnie tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nigdy nie wrócę do takich pozycji. Enzymatic z Phenome miałam w międzyczasie na półce i choć konsystencja/użytkowanie jest inne, to efekt końcowy pokazuje przewagę na korzyść Kanebo :)



Czy znajdę coś, co przebije Kanebo Sensai Silky Purifying Silk Peeling Powder? Wątpię..... Głównie dlatego, że większości tego typu proszków zawiera kwasy AHA lub mieszankę AHA i PHA bądź jeszcze inne warianty. A niestety moje obszary naczynkowe niezbyt dobrze reagują na takie wydanie. 

Co prawda za jakiś czas pokażę Wam pewną nowość, ale i tak szykuję się do kolejnego zakupu magicznego proszku Kanebo. Dużo osób zachwala peeling enzymatyczny Organique, ale on z kolei zawiera kwas glikolowy. No i mam uraz do firmy, zostanę chyba wierna tylko maskom algowym. Przez chwilę interesowała mnie oferta Sampar, lecz skład INCI jest bezlitosny... Wystarczy mi już jeden łapacz kurzu, Daily Microfoliant który stosuję punktowo. Na czoło. Jak widać jestem „trudna” ;)

A jakie są wasze ulubione/sprawdzone peelingi?


Pozdrawiam :)





Aromatycznie o Lirene*, na skróty

$
0
0



Nie wiem jak Wy, ale ja lubię aromatyczne produkty do pielęgnacji ciała. Co prawda nie zawsze sobie mogę na takowe pozwolić, lecz kiedy tylko jest okazja, a moja skóra w dobrej kondycji rozpieszczam zmysły. I tutaj na półkę wkroczył pakiet kosmetyków Lirene, który otrzymałam na wiosnę od firmy. Z racji miejsca zamieszkania nie śledzę na bieżąco tego, co dzieje się na drogeryjnych półkach w Polsce. Dlatego też seria Lirene Youngy 20+ stanowiła dla mnie miłą odmianę.



Dzisiaj zaprezentuję:

Balsam z Mango Kojąco Regeneracja
Balsam z Jabłkiem Zmysłowa Jędrność
Miodowy Nektar do mycia ciała
Migdałowe Mleczko do mycia ciała

Charakterystyczne opakowania dla marki w krzykliwych, wesołych kolorach. W pewien sposób poprawiają humor i zachęcają do sięgnięcia po nie. Przynajmniej ja tak mam :)


Balsamy mają przyjemną konsystencję, szybko się wchłaniają nie pozostawiając lepkiej warstwy.


Atutem na pewno są zapachy. Wersja z mango może nie przypomina aromatu świeżego mango za którym przepadam, ale jest przyjemna orzeźwiająca woń która mnie osobiście podobała się dużo bardziej niż Jabłko. Ono na mojej skórze traciło swoją cierpką nutę i stawało się mydlane.
Walory pielęgnacyjne na przeciętnym poziomie, tzn. jeżeli ktoś szuka extra nawilżenia, natłuszczenia, regeneracji to nie tędy droga. Balsamy za to stanowią miły dodatek do stałej pielęgnacji, którą pewnie każda z nas posiada :)

Pojemność 400ml w cenie ok. 17zł

Tak szczerze pomiędzy nami, to nie sądzę abym kupiła sama którykolwiek z balsamów. No może wersja z mango mogłaby mnie przekonać, ale z kolei pojemność jest dla mnie bardzo duża i wolałabym mieć możliwość wyboru pomiędzy nim a mniejszym wariantem. Z drugiej strony na pewno oceniam je dużo wyżej niż owocowe sorbety z TBS i plasują się tuż za masłami do ciała Natural Body Flos Leku. Trudny wybór ;) W każdym razie zakupu nie dokonam.


Moje wymagania pod kątem kosmetyków do kąpieli nie są zbyt wielkie. Najlepiej kiedy ładnie pachną, czyli umilają czas spędzony w wannie lub pod prysznicem (zapach nie musi pozostawać na skórze, bo to nie perfumy) oraz nie wysuszają skóry.

Pachnące produkty do kąpieli od zawsze stanowią dla mnie wabik. Nie potrafię im się oprzeć, dlatego też z radością powitałam dwa warianty z jakimi przyszło mi się zetknąć:


Miodowy nektar z oliwką i aromatem pomarańczy jest B O S K I. Przy każdorazowym użyciu chciałam, by kąpiel trwała, trwała i trwała. Zapach to skondensowany sernik z pomarańczą, czysto jadalny aromat bez grama chemicznej nuty. Coś genialnego!


Migdałowe mleczko z aromatem kokosu i migdała jest przyjemne, ale już nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak Miodowy nektar. Co do jego walorów myjących nie mam zastrzeżeń, a zapach to rzecz gustu :) Ze względu na dużą pojemność zużywanie szło opornie ;)

Atutem jest pojemność, bo 400ml w bardzo przystępnej cenie ok. 13zł W ofercie jest dostępny jeszcze Krem pachnący Wanilią, który kusi połączeniem z cynamonem. Znacie może? Bo mam ochotę na zakup.

W tym przypadku z chęcią dokonam zakupu wybierając Miodowy nektar oraz Krem pachnący Wanilią. Myślę, że będzie to doskonały wybór podczas nadchodzącej jesieni.


Miałyście coś z tej serii? Dajcie znać :)

Pozdrawiam :)



*oznacza Recenzję sponsorowaną, która jest oznaczona etykietą


Bumble & Bumble Creme de Coco

$
0
0

Kokosowy duet, który miał spełnić moje marzenia, ujarzmić włosy i oczarować sobą. A tak poważnie, to do zakupu podeszłam bardzo sceptycznie. Moja drugie „ja” (wszak Bliźniak jestem :D) głośno i dobitnie wyrażało swoje wątpliwości. Nie chciałam słuchać. No i mam za swoje.

Creme de Coco to moje rozczarowanie, a zawiesiwszy się na kilku zagranicznych blogach spodziewałam się potwierdzenia moich wątpliwości. 

Jednak, czy zawsze słuchamy głosu rozsądku? W jakiś dziwny i niewytłumaczalny sposób wtłoczyłam sobie do głowy, że ten zestaw musi być wspaniały, że się sprawdzi i będę oczarowana. Nic z tego nie miało miejsca, a moje marzenia nadal bujają w obłokach.....


Zacznę od tego, że wg marki seria Creme de Coco została stworzona do takich włosów jak moje. Tak, mam to nieszczęście, że borykam się przesuszeniem, kruszeniem. Są dni, że bez pomocy suszarko lokówki wyglądam jak córka Piasta Kołodzieja... Zabrzmi to kolokwialnie, ale tak jest. Jedynym rozsądnym wyjściem będzie dalsze ścinanie włosów bądź radykalny krok, do którego zbliżam się coraz bardziej :) Wracając do tematu i charakterystyki moich włosów, stały się matowe i suche, bardzo suche. Obietnicą ze strony B&B jest: nawilżenie, odżywienie, delikatnie oczyszczanie w przypadku szamponu, nadaje blasku, świeżości. Odżywka ma posiadać silne właściwości nawilżające i zwiększać elastyczność włosów oraz zapobiegać puszeniu. Tyle w teorii, a jak jest w praktyce?

Opakowania minimalistyczne, totalnie niepraktyczne wobec konsystencji kosmetyków. Już po zużyciu 1/3 produktu zaczynamy dowolną gimnastykę z butelkami celem wydobycia cudotwórczej formuły. Dlatego zalecam uzbroić się w cierpliwość i znaleźć na półce mały kącik, by duet mógł stać do góry nogami. Zaoszczędzimy sobie w ten sposób kilka cennych minut. Dozowniki na klik ze zbyt małym otworem, który nie został dopasowany do zawartości.

Formuła szamponu i odżywki jest bardzo bogata, treściwa. Jak dla mnie na tyle skoncentrowana, że szampon przypomina balsam a odżywka gęsty krem. Plus za wydajność, ponieważ to jedyne kosmetyki tego typu, które zużywałam równomiernie. Zazwyczaj dużo szybciej zużywam szampon lub odżywkę/maskę (zależy ;)) Dozowanie „na oko” przy tego typu opakowaniach nie należy od przyjemności, dlatego też „Nie lubię!” i już.

Działanie. Nie będę opowiadać dyrdymałów, podążać za opisami reklamowymi. Za to opowiem jak to wygląda z mojej perspektywy, a raczej z perspektywy moich włosów. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie.

Zapach. Jak ktoś łaszczy się na samego kokosa może poczuć się usatysfakcjonowany lub nie. Są dwie opcje :D Mój mąż wyczuł kokosową woń, która się za mną ciągnęła. Ja tak nie bardzo, tzn. jest coś kokosowo podobnego, coś słodkiego i coś chemicznego. Do rozważenia. Mówię kokos, myślę „Bounty”. Tym razem to nie te rejony.

Skład INCI prawdę nam powie:)


Pojemność. Szampon i odżywka o poj. 250 ml

Cena ok. 25 funtów, ale to tak plus/minus bo w zależności od miejsca/promocji/kodów rabatowych można zapłacić ok. 18-20 funtów, czasem mniej.



Szampon niemożliwie plącze dość krótkie włosy, aktualnie moja strzecha zakrywa kark. Nie wiem jak to możliwe, że podczas tak krótkiego kontaktu potrafi zrobić tyle złego. Odnoszę wrażenie, że moje włosy przeobrażają się w namoknięty snopek siana i za żadne skarby świata nie można go potem ruszyć.... Spienia się uroczo, nawet bardzo mała porcja szamponu robi nam tyyyyyle piany. Bomba! Tylko to nie kąpiel z bąbelkami a mycie włosów. No dobra, jest delikatny i myje. Nie podrażnia skóry głowy. Tyle plusów, bo podczas spłukiwania jest coraz gorzej. Nie jestem w stanie wpleść palców w mokre włosy. Na głowie mam dramat, szorstką i splątaną kopułę. Nawet nie wiem w jaki sposób szampon może tak plątać włosy podczas różnych wariantów mycia głowy, czyli pod prysznicem tradycyjnie, nad wanną z głową w dół. Próbowałam także opcji „fryzjerskiej”. Taka byłam zdesperowana. Za każdym razem poległam. Ten sam efekt.

Kolejny krok, rozczesanie nie jest możliwe. Musi wkroczyć jakikolwiek wspomagacz. I teraz ciekawsza część.

Oczywiście sięgam po odżywkę z tej samej serii. Pytanie brzmi, jak rozprowadzić gęstą maź na włosach, które przypominają chełm? Trudne zadanie, więc po prostu wmasowuję ją we włosy na tyle, na ile to możliwe. Lekko nie jest. Czego się nie robi dla urody :P

Zaznaczę od razu, że wypróbowałam różne warianty. Zabezpieczałam włosy odżywką po długości przed myciem, trzymałam odżywkę pod turbanem, wmasowywałam we włosy i po ok. 5 czasami 10 lub 15 minutach spłukiwałam.
Można powiedzieć, że w moim przypadku TEN szampon nie może istnieć bez odżywki. Jakiejkolwiek :) W przeciwnym wypadku mogę zapomnieć o rozczesaniu włosów, a próba wykonania tego po wysuszeniu skończyła się na kolejnym myciu...

Odżywka w pewnym stopniu ratuje sytuację, ale na tym jej zalety się kończą. I nie, nie oczekiwałam cudu. Dobijam już do dna obu produktów, po które sięgam regularnie i nie jestem w stanie powiedzieć dobrego słowa. Gdyby nie dodatkowe kosmetyki do włosów mogłabym równie dobrze jeszcze raz myć włosy. Najgorsza część jest taka, że ten duet jeszcze bardziej podkreśla moje matowe włosy. A tak naprawdę nie jest aż tak źle, kiedy inne kosmetyki potrafią poprawić ich kondycję po jednorazowym zastosowaniu, więc jak to jest?

Moje włosy mają tendencję do skrętu, lecz po użyciu Creme de Coco jakby nagle traciły połowę swojej marnej witalności, a górna warstwa która jest w zdecydowanie gorszej kondycji przypomina smętnie zwisające strąki. Kiedy wzięłam ten zestaw ze sobą na wyjazd uratowała mnie opaska, spinki i inne akcesoria. Nie byłam w stanie wymodelować włosów, a rozpuszczone przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. W akcie desperacji umyłam włosy żelem Original Source, który przyniósł im więcej dobrego niż Creme de Coco razem wzięte...

Podsumowując.

Szampon:świetną wydajność zawdzięcza swojej gęstej konsystencji, mocno się spienia przez co spłukanie całej piany trwa dłużej niż w przypadku innych szamponów które znam. Splątuje włosy nawet jeżeli staramy się tego uniknąć. Powoduje trwały kołtun, którego nie jestem w stanie ruszyć bez uprzedniego nałożenia odżywki/maski lub innego wspomagacza. Nie podrażnia skóry głowy, odnotowałam za to przyjemne ukojenie. To jedyny atut, a starałam się zaobserwować ich więcej. Zapach można zaliczyć do przyjemnej woni.

Odżywka: podobnie jak szampon, bardzo wydajna dzięki kremowej konsystencji, która jest bardzo komfortowa podczas aplikacji. Gorzej, że na splątanych włosach trudno cokolwiek rozprowadzić bez uszczerbku dla nich... Wymaga dokładnego spłukania, bo jeżeli nie zrobimy tego sumiennie po wysuszeniu ujrzymy smętne i posklejane strąki. Ułatwia usunięcie szkód, które wyrządził szampon lecz do idealnego rozczesania włosów potrzebuję dodatkowego produktu....

Powyższy duet nie wpłynął na zwiększenie nawilżenia włosów, podkreślił jeszcze bardziej matowe partie, włosy nie zyskały dociążenia. Pozbawione miękkości stały się szorstkie i dość sztywne. Żadnego blasku (a nie! Przepraszam, jest. Ten w portfelu :P), zero witalności. Kokosowy koszmar. Co prawda szampon jest delikatny dla skóry głowy, ale reszta jego przymiotów zniechęciła mnie na dobre do Creme de Coco. Odżywka, która nie przynosi widocznych rezultatów a jedynie złudną nadzieję. To nie są kosmetyki do których chciałabym wrócić bądź zarekomendować w jakikolwiek sposób. Na pewno nie dla osób, które mają zbliżone problemy z włosami do moich. Wiem, że jest także grupa zadowolonych konsumentek (jak ze wszystkim). Niestety ja do nich nie należę. Nie tym razem.

Na zakończenie mała ciekawostka, żeby nie było że jestem taka „grumpy” :P
Kiedy już uporam się z trudną obsługą i marnym działaniem duetu Creme de Coco, to w dalszej części pomaga mi niepozorny Gliss Kur Ultimate Oil Elixir. Zawdzięczam jej idealnie rozczesane włosy. Układają się w ładne fale bez efektu puszenia. Dodatkowo kiedy chcę ułożyć je przy pomocy suszarko lokówki także nie mam większych zastrzeżeń. Co ciekawe, ta ekspresowa odżywka regenerująca pokazuje pełną moc działania jako ostatnie ogniwo dla kokosowego duetu. Jedyny minus, włosy są sztywne, dlatego też nie przywiązuję się za bardzo do takiej opcji.

Będzie jeszcze jedno podejście do B&B, z innej linii i zobaczymy co z tego wyniknie. Serię Surf mile wspominam, lecz moje włosy potrzebują teraz czegoś innego i stąd narodził się pomysł zakupu Creme de Coco. Tym razem podążam za głosem własnej intuicji. Trzymajcie kciuki, by się udało :)


Pozdrawiam :)

Zmywam się ;)

$
0
0

Lekko prowokacyjny tytuł posta stanowi jedynie wprowadzenie do krótkiej prezentacji produktów, które gościły u mnie w ostatnich tygodniach i umilały bądź nie codzienny zabieg jakim jest, demakijaż oraz wstępne oczyszczanie.

Jeżeli śledzicie moje posty regularnie wiecie, że mam pewne przyzwyczajenia w tej materii, czyli preparat dwufazowy do demakijażu oczu, płyn micelarny/mleczko do demakijażu twarzy, olejek/pianka/mydło do dalszych zabiegów :) Dla jednych za dużo, dla drugich za mało, a dla mnie w sam raz ;)

W ostatnim czasie wpadłam w pewien nawyk, który wyjątkowo zaczął się sprawdzać. Podczas porannych czynności wybieram pianki do mycia twarzy, a zanim dotrę do tego kroku płynem micelarnym przemywam oczy. Za tę rewolucję odpowiada Uriage Eau Demaquillante, woda micelarna dla skóry normalnej i mieszanej ( na rynku są dwa warianty tego produktu, dlatego warto zwrócić na to uwagę na to rozróżnienie). Kiedyś przez przypadek użyłam go do oczu i Eureka! Płyn jest tak delikatny, że w żaden sposób nie przyczynił się do ich podrażnienia. Dla mnie to niesamowity atut, ponieważ większość produktów łącznie z wodą potrafi podrażnić moje oczy... Za pomocą pianki oczyszczam twarz z pozostałości po kosmetykach/lekach, które aplikuję wieczorem. Poza tym sam etap odświeżenia skóry wynika sam z siebie, a pianka wpisuje się znakomicie w tę konwencję. Mam ulubioną grupę marek/serii, choć nie przeszkadza mi to sięgać po nowości.

Wieczorem z kolei wybieram olejki/żele/mydła z racji, że kiedy zmywam makijaż i przechodzę do dalszych zabiegów chcę mieć pełen komfort bez poprawek. Na tip top :)

Postanowiłam dzisiaj zaprezentować przed wami:

Decleor Micellar Oil


Uwielbiam produkty marki Decleor, chętnie po nie sięgam. Dlatego też kiedy zobaczyłam wzmianki odnośnie nowości jaką ma być Micellar Oil czekałam niecierpliwie na premierę. Kupiłam bez zastanowienia i.... Nie zwiodłam się.

Olejek micelarny brzmi nieco kosmicznie, ale muszę przyznać że jego działanie, skuteczność a zarazem delikatna formuła i przyjemny zapach sprawiają, że kupię go ponownie. Dobry dla każdego rodzaju cery.
Wg zaleceń marki należy wmasować go w skórę, a potem połączyć go z wodą. W wyniku kontaktu z wodą zamienia się w mleczną emulsję. Po spłukaniu skóra staje się odświeżona, oczyszczona i gotowa do kolejnych czynności. Pod pewnymi względami to nic odkrywczego, bo większość olejków zachowuje się w taki sposób jednak... Micellar Oil nie jest tłusty, ani zawiesisty, za to świetnie radzi sobie z bardzo delikatnym makijażem jak i tym mocniejszym. Nie podrażnił moich oczu, usunął wodoodporny tusz, eyeliner i cienie bez większego problemu. Nie do końca taka forma do mnie przemawia ze względu na moje przyzwyczajenia, ale dobrze wiedzieć, że jeden produkt może być tak pomocny.

U mnie pełnił on rolę pomocnika w dalszym demakijażu twarzy bądź po wstępnym oczyszczeniu wybierałam olejek micelarny zamiast żelu/pianki lub mydła.

Minus? Wydaje mi się, że nie jest zbyt wydajny. Na razie to przypuszczenie, zobaczymy czy zostanie potwierdzone. No i mój egzemplarz miał zacinającą się pompkę. Doprowadzało mnie to do szału.

Pojemność 150ml w cenie 25 funtów, ale można kupić go taniej. W końcu od czego są dobre okazje cenowe, prawda? :)
Zakup zdecydowanie powtórzę.

Lierac Demaquillant Velours Huile Fondante (Velvet Cleanser)



Kupiłam go z miłości do olejków :) I na tym mogłabym zakończyć moje podsumowanie. O ile początek był dobry, to potem okazało się, że nie do końca mi odpowiada. Najgorszym problemem jest podrażnianie oczu jak tylko nieopatrznie się do nich dostanie. Wystarczy niewielka ilość podczas zmywania i dramat... Na dodatek nie wiem od czego to zależy, ale kiedy sięgałam po niego wieczorem piekła mnie po nim skóra. Rano było OK. Na plus, udana formuła i praktyczne opakowanie. Niestety nie jest zbyt ekonomiczny, pomimo że dwie porcje starczają na całą twarz to bardzo szybko znika z opakowania. No i zapach, dla mnie zbyt mocny, duszący. Im dłużej miałam z nim kontakt tym bardziej chciałam by się skończył. Nie jestem w stanie zużyć go do końca... Zostało mi ok. 1/3 pojemności i stoi w kącie ;)

Pojemność 150ml w cenie ok.16 Euro (nie wiem jaka jego cena jest w Polsce)

Ponownego zakupu nie będzie.

Uriage Eau Demaquillante, woda micelarna dla skóry normalnej i mieszanej
(Uriage Make-Up Remover Water Normal to Combination Skins)



U W I E L B I A M
Jest to mój absolutny faworyt, który zdeklasował płyn micelarny z Vichy a byłam mu wierna od dawna. Uriage poznałam dzięki Hunger :* i będę Jej wdzięczna do końca życia :D A tak całkiem serio, to dla mnie jest to micel idealny! Kupuję go w dużych opakowaniach o poj. 500ml, bywa czasami w dwupakach i nie może go u mnie zabraknąć. Co ciekawsze coraz bardziej dostrzegam i odczuwam różnicę pomiędzy tego typu płynami. Na półkę drogeryjną na pewno nie powrócę. Nie ma mowy :P

Cenię go za D E L I K A T N O Ś Ć, skuteczność, wydajność, efekty. Wiem, że mogę na niego liczyć w każdych warunkach, bez względu na rodzaj makijażu. Świetnie także zastępuje tonik, a moja cera w pełni docenia jego działanie. Nie ściąga, nie przesusza cery. Nie wymusza sięgania od razu po nawilżacz.
Mam okazję teraz używać Filorga Anti-Ageing Micellar Solution, który śmiało mogę postawić na jednej półce. O nim za jakiś czas. I z racji, że pokusiłam o jeszcze coś innego z przedziału płynów micelarnych na pewno rozwinę ten wątek za jakiś czas.

Pojemność 500ml w cenie ok. 10 Euro
Obowiązkowa pozycja na mojej półce.

Bielenda Professional Home Expert
Głęboko Nawilżający płyn micelarny do mycia i demakijażu



Całkiem niezły płyn micelarny, który wyróżnia się działaniem pośród drogeryjnej oferty. W moim odczuciu docenią go osoby z bardzo wrażliwą i suchą cerą, szukające dobrej klasy płynu micelarnego w rozsądnej cenie. Na uwagę zasługuje skład INCI, bo teoria idzie w parze z praktyką :) Podoba mi się jego działanie nawilżające, łagodzące.
Z demakijażem radzi sobie nieźle, co przy typowym dziennym makijażu  nie ma problemu, ale produkty wodoodporne potrzebują dobrej chwili, by je rozpuścić. A może to tylko moje złudzenie? W każdym razie rzadko zmywałam oczy przy jego pomocy, skupiałam się w dalszej części. Zastępował mi jednocześnie tonik.
Praktyczne opakowanie, dozownik. Wydajny :)

Pojemność 400ml w cenie ok. 36zł, został zakupiony w Hebe.

Nie wiem, czy ponowię zakup. Na czas pobytu w Polsce pewnie tak, natomiast wozić go na pewno nie zamierzam ;) choćby z tego względu, że nie widzę sensu kupowania już tylu rzeczy w PL. Nie narzekam na asortyment w UK i od czego jest możliwość dokonania zakupów online.

Filorga  Cleansing Foam /recenzja/



Zasługuje na uwagę, choć pierwsze spotkanie nie wróżyło takiego przywiązania. A jednak :) Będzie przewijać się w różnego rodzaju prezentacjach/skrótach dot. pielęgnacji, bo warto pisać i przypominać o dobrych kosmetykach.
Pojemność 150 ml w cenie ok. 13 Euro, ale często występuje jako dodatek do zestawów.

Podzielicie się własnymi faworytami z tej kategorii? :)


Pozdrawiam :)

Przypływy i odpływy, zbliżenie na moją pielęgnację w praktyce.

$
0
0



Projektu „denko” nie lubię i u siebie nie uznaję, ale od dłuższego czasu staram się wypełnić lukę pomiędzy Recenzjami w pigułce /klik/ a cyklem Nagłe spotkania, szybkie rozstania /klik/

Dlatego też nowa seria Przypływy i odpływy, to próba zebrania produktów, które pojawiają się w prezentacjach jak: Moja pielęgnacja, pielęgnacja specjalna, pielęgnacja włosówitd. Chciałabym, by całość była jasna i czytelna. Posty zakupowe zamieszczam sporadycznie, nie pokazuję także wszystkiego i jest dobra okazja, by uchylić nieco rąbek tajemnicy ;) Przed nami okres jesienno-zimowy, stąd też szykuję się do małych zmian w mojej pielęgnacji. Niebawem nastąpi tzw. zerowanie licznika i będzie, to dobra okazja do pełnej prezentacji. A póki co podzielę się z Wami wrażeniami odnośnie obecnie stacjonujących kosmetyków na mojej półce.

W jednym z komentarzy pod notką dotyczącą zarysu ogólnego pielęgnacji twarzy /klik/ Kasia wyraziła prośbę, bym opisała co stosuję, w jakiej kolejności itd. Dlatego też tego typu postem otworzę obecny cykl :) 

Zapraszam :)


Z racji, że ten zestaw dotyczy okresu wiosenno-letniego dodatkowo zaznaczę symbolem * pozycje do których wracam przez cały rok. Całość nie stanowi „sztywnej ramy”, podchodzę na zasadzie kompleksowej pielęgnacji bez ciśnienia, że to musi być tak i koniec kropka. Obserwuję swoją cerę i bacznie zwracam uwagę na każdy sygnał jaki wysyła. Trzymam rękę na pulsie ;)

Priorytetem dla mnie jest połączenie pielęgnacji przeznaczonej dla cery naczyniowej z trądzikiem różowatym z profilaktyką antystarzeniową oraz prawidłową pielęgnacją cery mieszanej z problematyczną strefą T.

Poranny rytuał :)


Odświeżenia i oczyszczenie oczu/twarzy. Stawiam na delikatne produkty, które nie ściągają, nie wysuszają cery. Metoda prób i błędów znalazłam dla siebie udany pakiet. Dlatego też rano najchętniej sięgam po różnego rodzaju pianki do mycia twarzy. Najchętniej wracam do Filorga Foam Cleanser* /recenzja/ Caudalie Mousse Nettoyante Fleur de Vigne Instant Foaming Cleanse* /recenzja/ Decubal Face Wash Nawilżająca Pianka* do mycia twarzy

W ostatnim okresie czasu miałam do czynienia z REN Rosa Centifolia Foaming Cleanser, która czeka na swoje podsumowanie. Nie wiem, czy do niej wrócę. Ta kwestia nie została jeszcze rozstrzygnięta. Za to kupiłam piankę Kenzoki, która już doczekała się swojej premiery i jestem nią bardzo mile zaskoczona.

W porannych czynnościach znajduje się miejsce dla jednego z trzech muszkieterów* /recenzja/Wszystko zależy od stanu i kondycji cery. Bywa, że zastępują ulubiony Tonik Łagodzący z Pat & Rub* /recenzja/ natomiast pod kątem strefy T stawiam na takie produkty jak:

Decleor Aroma Cleanse Fresh matifying lotion with Ylang Ylang Essential Oil, do którego nie wrócę, a dlaczego, to wyjaśnię za jakiś czas ;)

REN Clarimatte Clarifying Toner, nie jest zły ale... No właśnie ;)

Pharmaceris T Oczyszczający bakteriostatyczny płyn 2% kwas migdałowy*, zasługujący na bliższą prezentację.

W dalszej części sięgam po serum, zazwyczaj używam dwóch lub trzech zbliżonych działaniem produktów. Najbardziej zależy mi na profilaktyce pod kątem cery naczyniowej z trądzikiem różowatym, więc moje typy to: iS Clinical Hydra Cool Serum* /recenzja/, ekoAmpułka 3* lub 4 z P&R /recenzja/ a w ostatnim czasie łączę Hydra Cool Serum z La Roche Posay Rosaliac AR Intense serum, które świetnie się uzupełniają i podczas wysokich temperatur nie musiałam już sięgać po krem. Jednocześnie stanowią dobrą bazę pod makijaż. Jeżeli jednak wybieram nawilżacz, to wtedy kremem zabezpieczam jedno wybrane serum.

Kremy dzienne, do których w ostatnich miesiącach wracam regularnie to:

Phamaceris seria R* /recenzja/

Filorga Time Filler Mat* /recenzja/

Filorga Hydra Filler* /recenzja/

Lierac Hydro-Chrono + Rich Nourishing Cream Hydration Multi-Protection*

Dermalogica seria UltraCalming Serum Concentrate* /recenzja/ to akurat serum, ale jego działanie sprawia że nie potrafię obejść się bez niego :)

Krem pod oczy stosuję dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Pomimo testowania różnych nowości mam stałe i sprawdzone pozycje:

Filorga Optim Eyes /recenzja/

La Roche Posay Substiane* /recenzja/

Filorga Hyal Defence Serum– nie jest to produkt ze wskazaniem na pielęgnację okolic oczu, ale po każdorazowym przesuszeniu skóry w tych okolicach poprzez mało udane testy staje się wspaniałym „ratownikiem”, który przywraca moją skórę do pożądanego stanu. Tak poza tym zasługuje na pełną prezentację i myślę, że to najwyższa pora :)

Yves Rocher Riche CrèmeAnti-rides contour des yeux* /recenzja/

Jak widać nie sięgam w codziennej pielęgnacji po produkty z filtrami. Dla mnie stanowią one jedynie uzupełnienie w okresie ekspozycji czynnej. Decyzję pozostawiam każdemu z osobna. Mam za sobą długi okres regularnego filtrowania i mimo wszystko podchodzę do tego z pewnym dystansem. Nie daję się zwariować ;)

Złuszczanie. W tej materii wierna jestem peelingom enzymatycznym i moim nr 1 jest Sensai Silky Purifying Silk Peeling Powder * /recenzja/ ale na uwagę zasługuje także Phenome Enzymatic* /recenzja/. Warto wspomnieć także o Dermalogica Daily Microfoliant* zwłaszcza pod kątem strefy T, a szczególnie czoła. Tutaj także moim pomocnikiem jest Lierac Gommage Douceur Exfoliating Cream Scrub oraz seria Clarimatte z REN.

Dodatkowe pielęgnacja, czyli maski. Od wielu miesięcy stawiam na plastyczne maski algowe i jestem pod wrażeniem alg z Organique */recenzja/Wkrótce pokażę coś nowego i liczę, że przebije ofertę Organique :)

Pod algi bardzo lubię nakładać na skórę olej, najczęściej wybieram olej jojoba, śliwkowy* lub Marula* /recenzje/

Pewną alternatywą miała stać się maska Algenist Algae Brightening Mask. Nie czuję się przekonana do kolejnego zakupu i chyba daruję sobie bliższe spotkania z tą marką. Na pewno napiszę co, jak i dlaczego ;)

REN Clarimatte Invisible Pores Detox Mask jest moim tegorocznym odkryciem. Zdecydowanie zachęca do ponownego zakupu. Do tego w połączeniu z Dr. Brandt's Pore Thing with Evermat T-Zone Pore Tightener przynosi bardzo dobre efekty. Pełną recenzję możecie przeczytać na blogu Pączka w pudrze /KLIK/ Odkryłam ten produkt dzięki Soni :* i muszę powiedzieć, że jest potencjał zwłaszcza podczas łączenia z produktami, które mają wspólny cel :) Rozważam zakup, choć biorę pod uwagę jeszcze coś innego.

Dodaję jeszcze skład INCI Dr. Brandt's Pore Thing with Evermat T-Zone Pore Tightener, który pochodzi z tej strony KLIK!

Water, Cyclopentasiloxane, Butylene Glycol, Glycerin, Lens Esculenta (Lentil) Seed Extract, PEG-240/Hdi Copolymer Bis-Decyltetradeceth-20 Ether, Enanti-a Chlorantha Bark Extract, Phenoxyethanol, Dimethicone, Oleanolic Acid, Dimethyl Oxobenzo Dioxasilane, Xanthan Gum, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil, Ethylhexylglycerin, Epilobium Fleischeri Extract, Disodium EDTA-Copper, Citrus Aurantifolia (Lime) Peel Extract, Ethylhexyl Palmitate, Rosa Multiflora Fruit Extract

Demakijaż/oczyszczanie/dalsza część pielęgnacji nocnej

Oczy, preparaty dwufazowe to podstawa. Moim nr 1 jest Chanel Precision Demaquillant Yeux Intense Solution Biphase Douce, Gentle Biphase Eye Makeup Remover* /recenzja/ aczkolwiek nie stronię od Yves Rocher Démaquillant express yeux sensibles pour les yeux au bleuet* /recenzja/oraz Garniera Simply Essentials* /recenzja/

Dalsze kroki przedstawiłam w tej oto /prezentacji/ którą mogę jedynie uzupełnić o moje ulubione mleczka do demakijażu Decleor Aroma Cleanse Essential cleansing milk with Neroli Essential Oil* oraz Caudalie Gentle Cleansing Milk* /recenzja/

Olejki/żele oraz wszystkie inne produkty myjące/oczyszczające dobieram wg własnego klucza, a metoda kilku kroków świetnie służy mi od długiego czasu.
Wieczorem także znajdzie się miejsce na zastosowanie wody termalnej Uriage lub Serozinc*.

Kiedy twarz jest już oczyszczona przystępuję do dalszych zabiegów, czyli tonik, krem pod oczy, serum, potem jest miejsce na Rozex lub inne specyfiki. I w zależności od kondycji cery lek jest ostatnim ogniwem lub nakładam go co drugą/trzecią noc a w międzyczasie np. serum zabezpieczam kremem. Tutaj mogą być sera olejowe/koncentraty/oleje. Wszystko, co lubicie i dobrze Wam służy. Z racji miłości od kwasu azelainowego dwa lub trzy razy w tygodniu sięgam po żel Finacea lub serumAzelac RU /recenzja/. Oczywiście albo jedno, albo drugie.

Stałym punktem są produkty Decleor*, seria Ylang Ylang serum* - /recenzja/ i Neroli zdominowała moje zasoby. Świetnie mi służą, są wydajne a co więcej efekty widać naprawdę szybko i nie jest to efekt placebo.

Ulubione oleje: śliwkowy i Marula. Przy tym zestawie warto wspomnieć o mydła z dodatkiem oleju Marula i będę chciała niebawem napisać więcej na jego temat. Uwielbiam mydło w kostce jak i kostki myjące, więc one także mają swoje stałe miejsce i przewijają się jako stała pozycja. Przy tej okazji wspomnę o moim tegorocznym odkryciu, jakim stało się przez przypadek organiczne mydełko z Glinką Rhassoul.

W taki oto sposób przedstawia się całość :) Nowe produkty wprowadzam ostrożnie, pojedynczo i zazwyczaj staram się wyłączyć inne elementy, by dostrzec samodzielne efekty. Daje mi to dobry materiał do późniejszych wniosków/połączeń i wyborów.

Kolejny post z tego cyklu będzie miał na celu pokazanie, co pojawiło się nowego i zostanie oraz do których kosmetyków już nie wrócę.

A jak wygląda Wasza pielęgnacja w praktyce? Czy posiadacie pakiet produktów, do których powracacie regularnie? Dajcie koniecznie znać :)

Pozdrawiam :)



Moje Kosmetyczne Skarby, cienie do powiek – palety cz. I

$
0
0

Lubię podkreślać oczy. Bardzo :) Przez długi okres czasu, to był mój priorytet. Z czasem trochę mi przeszło, może dojrzałam? Nie wiem. W każdym razie coraz rozważniej dobieram kolory oraz ich wykończenie. Ostatnie porządki pokazały, że choć poruszam się w mniej więcej zbliżonej kolorystyce, to odkrywam na nowo wydanie nude.

Dzisiaj chcę pokazać przed wami moje cienie w paletach. Gotowe zestawy może nie zawsze są trafione, ALE zostały ze mną te kombinacje, które faktycznie są lubiane. Przy okazji dotarło do mnie, że kilka produktów z poniżej zaprezentowanych zostanie usunięte z tej gromadki. Największym rozczarowaniem stał się zakup cieni Glazel. Na ich temat planuję przygotować osobnego posta. Wyciągnęłam wnioski z tej przygody, która pozostawiła duży niesmak. Na szczęście kolejne zakupy były już dużo bardziej trafione i cieszę się nimi w pełni.





Możecie tam zobaczyć dokładne zbliżenie na posiadane przeze mnie cienie. Inglot nadal nie należy do moich ulubionych marek, ale dzięki konkretnym bazom pod cienie mogę się nimi cieszyć w pełni. Wkłady i wykorzystanie palet magnetycznych daje mi duże poczucie swobody. Przyjemne z pożytecznym.



Przez chwilę miałam fazę na kosmetyki MUG. Kupiłam pakiet cieni dla siebie i Przyjaciółki w prezencie, po czym straciłam zainteresowanie marką ;) Gromadka, którą posiadam w pełni mnie zaspokoiła. Stanowią udany zestaw, ale moja niechęć do zakupów z USA coraz bardziej robi swoje. Poza tym nie muszę mieć wszystkiego... ;) Cienie nie są złe, w pewnych kwestiach zachwycają, w innych powstrzymują mój entuzjazm. Nie ma marki idealnej.


Urban Decay Naked 2


Ta paleta stanowi doskonały przykład tzw. „zachciewajki” i stała się pamiątką z wakacji w Szkocji :D Gdybym miała ponownie zadecydować o zakupie wybrałabym „jedynkę” lub w ogóle odpuściła palety UD. Z drugiej strony wolę mieć tę paletę niż jakiekolwiek „odpowiedniki”. Od czasu do czasu lubię po nią sięgać i baza pod cienie Lime Crime pozwala cieszyć się nimi w pełni.



Laura Mercier
Luxe Colour Wardrobe Dual Decker Colour for Eyes and Cheeks


Paleta doskonała. Dobór kolorów, różnorodne wykończenia oraz udana forma sprawiają, że jest to jeden z najlepszych zakupów. Co więcej, ciekawa jestem kolejnej odsłony w takim wydaniu.





Bikor, to marka która od dawna mnie interesowała. Najbardziej znana jest chyba słynna Ziemia Egipska, która niestety nie jest stworzona dla mnie. Za to cienie? Bajkowa konsystencja, pigmentacja. Kiedy kupiłam pierwsze opakowanie 01 wiedziałam, że będą kolejne. To w 01 dokryłam perfekcyjne maty! Może kiedyś pojawi się duża paleta z samymi matowymi cieniami ;)


Bikor Morocco 04 Marry Me & 05 Bed & Breakfast


W tym roku pojawiło się trochę nowości, a seria Morocco na bazie wzornika przyciągnęła moją uwagę na tyle, że nie mogłam odmówić sobie przyjemności ich poznania. Wybrałam dwa zestawy i.... Chcę więcej!

04 Marry Me składa się z : pudrowego matowego różu i chłodnego matowego brązu, metalicznego różu i jasnobeżowej satyny

05 Bed & Breakfast, to zestaw matów: zimny jasny brąz, beż, czerń, ecru



ArtDeco 92, 90, 297, 43 /prezentacja/



Kiedyś uwielbiałam cienie ArtDeco i można powiedzieć, że od nich zaczynałam zabawę z makijażem. Pozostał sentyment i w ramach odświeżania znajomości zagościło kilka kolorów. Bardzo lubię magnetyczne kasetki ArtDeco, które wyglądają elegancko, starannie wykonane. Idealne na podróż i nie tylko.


MAC, samodzielnie składana czwórka /prezentacja/


Fig.1 - eggplant purple(Matte²)
Twinks – deep plum with pearl (Veluxe Pearl)
Shroom – soft beige with shimmer(Satin)
Satin Taupe - taupe with silver shimme (Frost)
MAC Wonder woman

MAC Wonder Woman Collection Spring 2011 /mała próbka w postaci prezentacji na szybko/


    Valiant – Light lime with yellow pearl (Frost)
    Spinning Transformation – Deep olive bronze with yellow pearl (Frost)
    Diana Undercover - Dark forest green (Satin)
    Manila Paper – Pale frost white gold (Veluxe Pearl)

O cieniach MAC mogę napisać jedno, to nie moja bajka. Cały pakiet zamierzam wymienić na coś innego, a umieszczenie ich w tym poście ma stanowić dla mnie pamiątkę i sygnał, czego nie kupować ;) Wiem, że firma w wielu osobach wyzwala szybsze bicie serca :) U mnie ten moment nigdy nie nastąpił, kupuję od czasu do czasu niektóre rzeczy z różnym skutkiem.



Chanel 208 Tisse Gabrielle & Chanel 228 Tisse Cambon


Uwielbiam te cienie! Dzięki zmianie w formule mogę cieszyć się bajeczną aplikacją, świetną pigmentacją oraz trwałością. Te dwa komplety w pełni zaspokoiły mój apetyt. Może kiedyś coś do nich jeszcze dołączy, kto wie? :)



Guerlain:



461 Violette Du Soir /prezentacja/

441 Brun Mordore



407 Bal De Minuit /prezentacja/



480 Perle D’Argent /prezentacja//prezentacja/



Guerlain, to dla mnie przede wszystkim perfumy i dopiero potem kosmetyki kolorowe :) Pielęgnacja jak na razie nie znalazła się w centrum zainteresowania.
Bardzo lubię te palety, kolory wspaniale dopasowane, udana pigmentacja. To nie są cienie, które będą zachwycać osoby, które lubią szaleństwo w makijażu. Tutaj dostajemy klasykę w najlepszym wydaniu, bezpieczne kompozycje na co dzień bądź na wieczór. Im dłużej je mam, tym bardziej doceniam. Nabieram smaku :)

Jak widać nie ma tego zbyt wiele, a po okrojeniu zostanie jeszcze mniej lub wymienię na coś innego. W kolejnej odsłonie pokażę cienie pojedyncze. Tam też zapanowało odświeżenie i wbrew pozorom nie przytłaczają ilością.

Macie swoje ulubione marki lub cienie do których wracacie regularnie?


Pozdrawiam :)

Starting Over Tag

$
0
0


Ostatnio na blogu Crush On Lipstickzobaczyłam TAG, który naprawdę mnie zaciekawił. O ile tego typu zabaw unikam od jakiegoś czasu tak tym razem, poczułam się zachęcona do przygotowania własnej wersji.

Motywem miało być wyobrażenie, że w jednej chwili znikają wszystkie Wasze wszystkie kosmetyki do makijażu, to ja poszłam o krok dalej ;)

Wyobraziłam sobie, co byłoby gdybym musiała przygotować prawdziwy zestaw „10 niezbędników”. Coś takiego, co musiałby wypełnić lukę w pielęgnacji i kolorówce. Podniosłam poprzeczkę. Do tego wyłuskałam prawdziwe perełki, ulubieńców na tip top. Poniższy zestaw jedzie ze mną także na wakacje :))



Jakie produkty znalazłyby się na Waszej liście? Co kupiłybyście w pierwszej kolejności?

Oto moja gromadka top 10 :)



1. Uriage Eau Demaquillante, woda micelarna dla skóry normalnej i mieszanej /recenzja/ Nie bez przypadku zajmuje czołową pozycję, ponieważ kosmetyki kolorowe nie mogą obejść się bez podstaw pielęgnacji. To byłby jeden z pierwszych zakupów, który poczyniłabym w tej hipotetycznej sytuacji.



2. Olej śliwkowy /recenzja/ bez którego nie wyobrażam sobie funkcjonowania ;) Do tego ma piękny zapach, polecam fanką marcepanu. Niezastąpiony w pielęgnacji ciała, twarzy, pięknie się wchłania. Lubię po niego sięgać także dla samego zapachu, więc może zastąpić perfumy ;) Dlaczego go wybrałam? Z powodzeniem może zastąpić podstawowy nawilżacz do twarzy, wypróbowałam go już nie jeden raz pod makijażem i myślę, że w połączeniu z moją codzienną emulsją leczniczą Rozex zaspokoiłby moje potrzeby na jakiś czas.


3. Laura Mercier Luxe Colour Wardrobe Dual Decker Colour for Eyes and Cheeks paleta do makijażu, wiem że pewnie zakup identycznej graniczy z cudem ale na pewno celowałabym w produkty z tej marki. Ta paleta zawiera praktycznie wszystko, czego potrzebuję do dziennego makijażu: cienie, linery, róże, rozświetlacz, kredkę i pędzelki do makijażu oczu w wersji mini.



4. L'Oreal Volume Million Lashes So Couture tusz do rzęs, moje najnowsze odkrycie za sprawą posta Elle. O ile z tuszami tej marki moja relacja jest zmienna, tak So Couture zdetronizowała Max Factor Clump Defy i chyba daruję sobie wycieczki na półkę selektywną. Maskara wspaniale współpracuje z moimi rzęsami od pierwszego użycia, nie osypuje się, nie kruszy. A najważniejsze, robi z moimi rzęsami WOW :) Nie używam żadnych odżywek, rzęsy zostawiam w spokoju więc tym bardziej doceniam efekt.


5. NARS Translucent Crystal Light Reflecting Setting Powder sypki puder, gdybym miała wybrać TYLKO jeden puder sypki, bez wahania będzie to NARS. Uwielbiam go oraz efekt jaki pozostawia na skórze. Bardzo dobrze współpracuje z podkładami/kremami bb lub punktowo nałożonym korektorem. Obowiązkowa pozycja w mojej kosmetyczce.



6. Guerlain Parure de Lumiere 02  /recenzja/ Ulubieniec absolutny! I mam nadzieję, że nie zniknie zbyt szybko z oferty. Podkład na który mogę liczyć w każdych okolicznościach.



7. Helena Rubinstein Magic Concealer 02 Medium. Sięgam po niego od lat, w międzyczasie nastąpiła przerwa ale jest ze mną ponownie. Nie wiem dlaczego jeszcze o nim nie pisałam. Dodatkowy bonus, to jak świetnie działa jako baza pod cienie. Ujarzmia moją mocno przetłuszczającą się skórę na powiekach i przedłuża żywotność cieni. Co prawda nie podbija koloru, ale umówmy się, to jest korektor :) A dwa, że w codziennym makijażu nie szukam takiego efektu. Poza nim mam jeszcze dwa ulubione korektory, ale gdybym miała wybrać tylko jeden, będzie to Magic Concealer :)


8. Kanebo Sensai Smoothing Water Make-up Base baza pod makijaż.I D E A Ł. Tyle napiszę :D Baza świetnie zastępuje krem nawilżający, przedłuża trwałość makijażu. Och i Ach! Ratowała mnie w czasie upałów, pokazała swoją MOC podczas kilku bardzo ważnych okazji. Zagościło u mnie już trzecie opakowanie i zasługuje na pełną recenzję. Jedyny minus, to średnia wydajność podczas regularnego stosowania... Trzecie opakowanie w ciągu 10 miesięcy mówi samo za siebie.


9. Hourglass Arch Brow Sculpting Pencil w kolorze Dark Brunette kredka do brwi. Podkreślone brwi obok rzęs stały się moim must have. Lubię Aqua Brow, niebawem przyleci do mnie słynna pomada, posiadam bardzo fajny żel z Bobbi Brown, to jednak kredka Hourglass jest moim nr 1 :) Możecie zobaczyć ją „w akcji” tutaj i tutaj :)


10. Kenzoki by Kenoz White Lotus Balm for Lips to Kiss, balsam do ust.Jest to świeży zakup, który dobrze rokuje. Z racji, że mam słabość do pielęgnacji ust z racji ich określonych wymagań, w mojej kosmetyczce musi być zawsze balsam/sztyft itd. Nie wyobrażam sobie, by mogło zabraknąć takiego kosmetyku. Czas pokaże, czy zagości na stałe :)


Kto ma ochotę przyłączyć się do zabawy i podjąć wyzwanie? :)

Pozdrawiam :)



Nowy Dom III, kto chętny? :)

$
0
0

Formuła taka, jak ostatnim razem /KLIK/ Krótko mówiąc oferuję Wam kosmetyki pochodzące z moich zbiorów. Stopień zużycia jest bardzo mały lub prawie żaden, każdy produkt poniżej został opisany. Jeżeli ktoś nie czuje się komfortowo z tym, że są to produkty używane itd. niech zachowa swoje uwagi dla siebie. Ładnie proszę :)


Zabawa jest przeznaczona dla Czytelników 1001 Pasji :) a osoby zainteresowane udziałem zapraszam do wypełnienia poniższego formularza.

Czas trwania zabawy 04.09.2014 do 15.09.2014

Wysyłka obejmuje cały świat :) Zapraszam do zabawy osoby pełnoletnie.

Potwierdź udział w zabawie pozostawiając komentarz pod postem wg schematu:
Nick, potwierdzam udział

Na bazie Waszych zgłoszeń wybiorę dwie osoby.







Nowy Dom, to okazja do przekazania kosmetyków w nowe ręce, znalezienie im przysłowiowego nowego domu. W poniższym pakiecie znajdziecie:

Everyday Minerals blush Morning Cup¾ z 5,5g
Everyday Minerals blush SoCo½ z 5,5g
Sleek Blush By 3 Lace: Crochet, Guipure, Chantilly – zużycie minimalne
Sleek Blush By 3 Sugar: Turbinado, Muscovado, Demerara – zużycie min.
Sleek Face Form Medium– zużycie ok.5%
Catrice LE Revoltaire Smoky Eyes Palette nowa
IsaDora Eyephoria 13 Silver Mirror, ubytek ok. 5%, uszkodzone zamknięcie
Bourjois Bronzing Primer, na wypróbowanie
Makeup Academy 12 Pearl, zużycie minimalne
Miyo OMG! Haze, zużycie minimalne
Lily Lolo Shrinking Violet, użyte kilka razy
Catrice Hidden World C01 Wood You Follow Me? Nowy
Catrice Revoltaire Powder Blush, nowy
Rival de Loop Baked Eyeshadow 02 Cream Cake & 03 Moonlight, ubytek ok. 5%

Catrice cienie:

Floralista C01 Berry Fairy, ubytek ok. 5%
390 Top Of The Cops, nowy
400 My First Copperware Party, nowy
410 C’mon Chameleon! nowy





Osobiście uważam, że czasami chcemy coś wypróbować, poznać nowe odcienie i to jest właśnie dobra okazja ku temu. Zainteresowanie poprzednimi odsłonami pokazało, że chętnie korzystamy z takich okazji.



                          


Instagram



Zapraszam do udziału :)






Pielęgnacja specjalna Pharmaceris R * CALM-ROSALGIN Krem redukujący zaczerwienienia na noc

$
0
0

Pielęgnacja specjalna, to seria skupiająca się wokół zabiegów/produktów które poświęcone są cerze naczyniowej z trądzikiem różowatym. Wielokrotnie to podkreślam, ponieważ nie lubię iść na skóry i poza tym, że skóra jest bardzo wrażliwa, skłonna do podrażnień i alergii, to priorytetem jest odpowiednie podejście do najważniejszego problemu.

O serii Pharmaceris R miałam już okazję wspominać nie jeden raz, tutaj znajdziecie więcej /pełna recenzja serii/

Miesiąc temu otrzymałam od firmy kolejny pakiet 
w skład którego wchodziła nowość:

CALM – ROSALGIN Krem redukujący zaczerwienienia na noc /pełen opis/




Od razu zaznaczę, że tego typu produkty traktuję jako jeden z poszczególnych etapów w mojej pielęgnacji. Nie liczę na niesamowite działanie poprzedzone trzęsieniem ziemi bądź w stylu, że jeden produkt stanie się św. Graalem. To nie tędy droga. Dlatego też po raz kolejny posłużę się częścią tekstu, który już został zamieszczony na moim blogu.


Wspomnę też o bardzo ważnej sprawie, która jest wielokrotnie pomijana podczas recenzowania, dzielenia się wrażeniami itd. produktów przeznaczonych dla cer naczynkowych, ze skłonnością do naczynek, rumienia, trądziku różowatego i mogłabym dalej wymieniać. Jednym słowem powiedzmy, że chodzi o grupy docelowe związane z tym problemem.
Każda pielęgnacja zależy od indywidualnych uwarunkowań, potrzeb skóry i jej reakcji. Nie ma czegoś takiego jak produkt idealny, produkt CUD. Co więcej, liczy się kompleksowe podejście do tematu, profilaktyka a nie pojedynczy produkt.
Dobrze dobrana pielęgnacja jest naturalnym uzupełnieniem dla wspomagania leczenia.
Kosmetyki "na naczynka" to nie leki posiadające działanie terapeutyczne. Kosmetyki "na naczynka" to produkty pomocnicze.

Calm – Rosalgin, to dobry produkt uzupełniający i nieźle sobie radzi podczas regularnego stosowania. Krem ma bogatą konsystencję i uważam, że dla bardzo suchej lub mocno przesuszonej cery może okazać się dobrym produktem nie tylko na noc, ale także i na dzień. W moim przypadku w rachubę wchodzi wyłącznie stosowanie zgodne z zaleceniami marki, czyli na noc.
Po miesiącu stosowania dzielę się pierwszymi wrażeniami. Na pełną ocenę jest za wcześnie.

Przyznam, że pomyślałam o słabej wydajności, ale kiedy spojrzałam w kalendarz uzmysłowiłam sobie, że to JUŻ miesiąc. Czas ucieka niespostrzeżenie.


Opakowanie charakterystyczne dla marki Pharmaceris, praktyczny dozownik. Pojemność 30ml w cenie ok. 40zł


Wydajność: dobra, po miesiącu regularnego stosowania pozostało ok. ½ opakowania.

Działanie i efekty. Z racji, że jest to dla mnie jeden z produktów uzupełniających stwierdzam, że dobrze współpracuje z ekoAmpułkami, serum Azelac RU oraz Hydra Cool Serum. Jest dobrym zabezpieczeniem dla tego typu produktów i uważam. Jeżeli nie sięgałam po sera, to pod krem stosowałam emulsję Rozex.

Czasami większe problemy z grudkami mam w momencie okresu, zmiany hormonalne robią swoje i tutaj zauważyłam, że bardzo dobrze radzi z łagodzeniem tego typu wykwitów. Co więcej dużo szybciej znikają, były w mniejszych skupiskach a widoczne zaczerwienienia wokół nich zaczęły zanikać.

Dobre właściwości nawilżające, natłuszczające, kojące. Dobrze sobie radzi z podrażnieniem, uczuciem pieczenia. Czy zmniejszy widoczność naczynek? Wątpię, choć też wiele zależy z jaką widocznością mamy do czynienia. Jest za to duży potencjał i przy regularnym stosowaniu przy odpowiednim zestawie może pomóc wyciszyć obszary naczynkowe.

Podsumowując: Jest to dobry produkt, który z pewnością zacznę kupować. Wcześniej wykorzystywałam do pielęgnacji dzień/noc Lipo i Hydro Rosalgin, teraz śmiało mogę zastąpić go zestawem: Hydro i Calm Rosalgin plus żel Puri Rosalgin, który stanie się niczym tzw. dream team :) Na pewno pojawi się szczegółowa recenzja z mojej strony.

Kto miał do czynienia z tym kremem? A może sięgacie po inne zestawy? Dajcie znać koniecznie, bo w tej materii nigdy dość nowinek. Zwłaszcza takich, które niosą ze sobą faktyczne działanie i efekty.

Pozdrawiam :)




*oznacza Recenzję sponsorowaną, która jest oznaczona etykietą

Flormar Beauty Toys, prezentacja nowości (dużo zdjęć)

$
0
0



Flormar, to jedna z ulubionych marek w kwestii lakierów do paznokci. Pełną prezentację można było zobaczyć tutaj, co prawda jak każda firma wszystko zależy od wykończenia i formuły. Jednak jeżeli wybieramy to, czego dokładnie potrzebujemy te lakiery nie zawodzą. Charakteryzują się szeroką paletą kolorów, wykończeń, mnogością serii, świetną jakością, udanym pędzelkiem i... Bardzo przystępną ceną. W świetle tych wszystkich atutów jest tylko jeden minus. Dostępność. Flormar nie jest dostępny stacjonarnie w każdym mieście i polityka firmy też jest trochę dziwna. Szkoda, ponieważ sama chętnie zaglądam na ich „wyspę” jak tylko mam ku temu okazję. Dlatego też kiedy przeczytałam notkę u Hedgehog Girlo nowościach i nie tylko, zaczęłam szukać więcej informacji. Po zobaczeniu pierwszych słoczy serii Beauty Toys wiedziałam, że muszę mieć tę kolekcję. Całą :DDD




Kochana Dobra Duszo, Jeżu :* jeszcze raz dziękuję! Pomogłaś mi zakupach. Mogę teraz w pełni cieszyć się świetną odsłoną nowych zabawek.


Beauty Toys, to 10 soczystych odcieni. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Wzięłam wszystkie kolory, bo nie mam takich odcieni. Finalnie okazały się radosne, energetyczne i z każdym z nich czuję się fenomenalnie. Chciałam pokazać Wam lakiery na szybko, jako pierwsze wrażenia a każdy z nich doczeka się pełnej prezentacji. Dzisiaj tylko w skrócie omówię każdy z nich, przybliżając serię w całości. Podoba mi się, że firma poszła o krok dalej i poza nudnymi numerami pojawiły się zabawne nazwy :)


Lakiery wyróżniają się szybkim schnięciem- moje pierwsze malowanie na szybko odbyło się bez bazy i top coatu. Zmywanie nie przysporzyło problemów, lakiery dobrze schodziły, nie farbowały oraz nie przebarwiły paznokci.


Z przyzwyczajenia używam dwóch warstw, lecz większość z nich to idealny manicure już przy pierwszym malowaniu. Więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Zobaczymy za jakiś czas ;)


BT10 Wonderheart Bear, piękny zgaszony odcień różu. Doskonałe krycie, jedna warstwa w pełni może zaspokoić większość osób. Konsystencja zwarta, delikatnie kremowa. Nie rozlewa się na płytce paznokcia.



BT07 Troll, urocza pastelowa brzoskwinia. Konsystencja jakby żelowa wymagająca dwóch warstw. Lakier nieco smuży przy pierwszej i nie do końca można go równo nałożyć. Dlatego też druga idealnie pokrywa wszelkie niedociągnięcia. Jeden z najbardziej komfortowych odcieni z puli pasteli.



BT05 Golden Ball, szalony i energetyczny odcień słonecznej żółci z dodatkiem złotych drobinek. Na paznokciach są one słabo widoczne, lecz w dobrym świetle widać, że tam coś migocze. Nie jest zbyt gęsty, ani też rzadki lecz do idealnego pokrycia potrzeba trzech cienkich warstw. Bardzo szybko schnie więc lepiej z nim pracować szybko i sprawnie. Zalecam też wybór cienkich warstw, ponieważ przy dwóch grubszych pojawia się „rolowanie”.



BT04 Purr Cat, fantastyczny beżowy nudziak w zimnej tonacji. Typowa kawa z mlekiem! Kremowa formuła pozwala na perfekcyjne wykończenie już przy pierwszej warstwie.



BT06 Popsicle, zaczarowany koral. Dokładnie taki, jakiego szukałam od dawna. Kremowe wykończenie, super konsystencja. Jedna warstwa dla leniwców ;)


BT03 Princess Castle, ciekawa szarość kojarzy mi się z kolorem betonu zanim zaschnie ;) Kiedyś myślałam, że to odcień z jakim się już nie spotkam. A jednak! Kremowe wykończenie, komfortowe krycie. Jestem na tak :)



BT01 Cookie Monster, rewelacyjny przykurzony odcień niebieskiego. Bomba! Mój faworyt :) Jedna warstwa może być satysfakcjonująca dla większości.



BT09 Mermaid, moc koloru, nasycenia i krycia. Cudowny odcień niebieskiego. Przebija do tej pory znane przeze mnie kolory z tej gamy i Essie zostawia daleko w tyle.



BT02 Frog Prince, to moja idealna mięta! Na dodatek fantastycznie się z nią czuję. Warto było szukać i czekać. Tym razem aplikacja nie nastręcza trudności a dwie warstwy zapewniają idealny stopień krycia. Jestem zachwycona!



BT08 Pony Tale, wspaniały fiolet który przywołuje mi skojarzeniem z lawendą, lilakiem i wrzosami :) Jedna warstwa może zadowolić. Udana konsystencja i pędzelek gładko sunie po paznokciach.



I jak się Wam podobają? :)



Jestem bardzo zadowolona z zakupów, do których dobrałam sobie maskarę z serii Crazy Look w kolorze Sax Blue


Za jakiś czas napiszę o niej więcej, lecz na uwagę zasługują jej właściwości. Jedna z niewielu kolorowych maskar, która nadaje objętości, wydłuża rzęsy i nadaje widoczny kolor. Jest MOC :) Co prawda liczyłam na trochę inny odcień niebieskości, ale nie jest źle. Tradycyjna szczoteczka nieco przeraża wielkością i nie każdy może być z niej zachwycony. Zwłaszcza osoby z małymi i głęboko osadzonymi oczami. Za to zapewniam, że ciekawe ułożenie włosia gwarantuje wyczesanie każdej rzęsy :) 

Na szybko zrzut tego, co pokazywałam na Instagramie plus mały bonus.



Już dawno TAK mnie nie cieszyły zakupu lakierów do paznokci :)

Znacie lakiery Flormaru? Macie ochotę na Beauty Toys? :) Dajcie koniecznie znać!

Pozdrawiam :)








Rozdanie HexxMIX: Kolorowy zestaw z Kiko

$
0
0

Mała niespodzianka dla moich najwspanialszych Czytelników:)

Zgodnie z zapowiedzią na FB nadchodzące tygodnie będą obfitowały w sporo nowości dla Was, zabawa Nowy Dom pojawiła się w kolejnej odsłonie, dzisiaj kolejna odsłona HexxMIX z  drobiazgami z Kiko.... I to nie koniec, ale o tym przy następnej okazji.


Zabawa przeznaczona jest dla wszystkich obserwatorów bloga, którzy dołączyli do grupy na blogspocie, Facebooku bądź Disqus i odpowiedzieć w formularzu na pytanie: Co Cię zatrzymuje na blogu 1001 Pasji?

Pozostałe opcje są dowolne i dostępne dla wszystkich.


Rafflecopter, to proste narzędzie, do którego logujecie się z wybranego przez siebie poziomu, a każde wypełnione pole zatwierdzacie za pomocą komendy Enter. I to wszystko :) W poprzedniej zabawie z w udziałem Rafflecoptera nie odnotowałam większych problemów także zapraszam :)


a Rafflecopter giveaway

Zestaw zawiera nowe kosmetyki marki Kiko:

2 kremowe cienie Colour Shock w kolorach 
06 Lagoon Blue & 05 Fierce Violet
Kiss Balm 01 Coconut


Zabawa trwa od 8 września do 24 września włącznie i w tym poście zostanie ogłoszony zwycięzca w przeciągu 3 dni od zakończenia akcji. Wysyłka obejmuje cały świat i przyjmuję zgłoszenia wyłącznie od osób pełnoletnich. Zgłoszenia niekompletne lub nie spełniające warunków zabawy wykluczam z udziału.

Dodatkowo cały czas możecie wziąć udział w zabawie Nowy Dom /szczegóły/



Zapraszam i życzę powodzenia :)

W międzyczasie pojawię się jedynie z informacją dotyczącą wyników, "do przeczytania" w październiku :)


Czytelnia: PZWL Praktyczna kosmetologia krok po kroku Kosmetologia twarzy & Medycyna estetyczna i kosmetologia*

$
0
0

Pragnę dzisiaj przed Wami zaprezentować dwie pozycje z Wydawnictwa Lekarskiego PZWL:

Praktyczna kosmetologia krok po kroku
Kosmetologia twarzy
Anna Kamińska, Katarzyna Jabłońska, Anna Drobnik

***
Medycyna estetyczna i kosmetologia
Kamila Padlewska

Bardzo chętnie uzupełniam moją biblioteczkę o podobne pozycje, dlatego też bez wahania przyjęłam propozycję jaka pojawiła się na mojej drodze. 
Książki nie są jakąś tam zachcianką, tylko ukierunkowanym zainteresowaniem. 

W zeszłym roku pokazywałam Wam pozycje, które kupiłam z chęcią /KLIK/i jestem z nich ogromnie zadowolona. Powyższe tytuły przedstawię w krótkiej prezentacji i omówię je z własnej perspektywy. Wiem, że w dobie „internetów” nie brakuje źródeł różnego rodzaju, lecz ja należę w tej kwestii do tradycjonalistek. Stawiam na książki. Jest to tematyka, która mnie interesuje, lubię wiedzieć więcej, uporządkować posiadane informacje oraz w każdej chwili mieć pod ręką. Nie umniejszam wagi różnego rodzaju serwisów internetowych, ale starannie dobieram te, które śledzę na bieżąco. Poza tym książkę zawsze mogę mieć w zasięgu ręki bez względu na okoliczności ;)



Oba tytuły dotarły do mnie pod koniec lipca tego roku i muszę przyznać, że podeszłam do nich z ciekawością. Mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać i liczyłam na udane spotkanie. Dzisiaj po dokładnym zapoznaniu oraz regularnym powrotom mogę śmiało napisać, że to udane publikacje. Odbiorcami może stać każda grupa, związana zawodowo bądź nie. 


Autorki Praktycznej kosmetologii skupiły się na bardzo przystępnym przekazie, który sprawia, że czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Zawarta wiedza będzie łatwo przyswajalna dla każdego, a zwłaszcza dla osób, które nie są związane ze strony zawodowej z tą działką. Uważam, to za ogromny atut, ponieważ kolejne rozdziały przedstawiają kulisy pielęgnacji, omawiając przy tym wiele ważnych punktów. Dzięki temu Praktyczna kosmetologia staje się udanym przewodnikiem po świecie zdrowia, piękna i urody :)

Pewne zagadnienia niby banalne, ale bardzo ważne i na co dzień jakby nieco pomijane. Do tego bardzo dobrze podkreślony aspekt pomiędzy tym, co dzieje się w gabinecie, a potem na co dzień w domu podczas pielęgnacji domowej. Jasno i czytelnie opisane kolejne kroki.

Rozróżnienie podziału skór, pielęgnacja, zabiegi. Czego możemy się spodziewać po wizycie u kosmetyczki/kosmetologa/ oraz jak powinna taka wizyta wyglądać. Myślę, że to ważne dla osób, które nie korzystały do tej pory z takiej formy lub mają złe wspomnienia. Bo zanim zasięgniemy języka np. od koleżanki bądź na bazie recenzji jesteśmy lepiej przygotowani na taką wizytę. Być może dla niektórych to mało ważne, lecz z własnego doświadczenia wiem JAK istotne.


Publikacja zawiera 9 rozdziałów:


Sylwetka kosmetologa omawia predyspozycje i cechy osobowościowe, fizyczne, wygląd osobisty. Przybliża przygotowane zawodowe i merytoryczne.


Pierwsze spotkanie w gabinecie , to udana relacja dla osób początkujących oraz nie tylko. Czasami oczywiste sprawy bywają pomijane...


Funkcje i budowa skóry. Opis przystępny w odbiorze dla każdego, w tym znaczeniu, że całość utrzymana w przejrzystej konstrukcji gdzie pomimo fachowych określeń/odniesień odbiorca nie gubi się w treści.


Podstawowe typy skór, czyli charakterystyka każdej cery. Do tego został wpleciony podrozdział na temat niezbędnych składników biologicznie czynnych i pielęgnacji domowej przy każdej charakterystyce cery. Zasługuje na uwagę ze względu na jakość zawartego w nim materiału.


Skóra dojrzała, dla której został poświęcony oddzielny rozdział zawiera takie informacje jak charakterystyka, rodzaje zmarszczek, starzenie się skóry, niezbędne składniki biologicznie czynne, pielęgnacja domowa.


Skóra w okolicy oka i pielęgnacja.


Problemy skórne powstałe na skutek postępu cywilizacyjnego. Opisane problemy naczyniowe, trądzikowe, skór wrażliwych i alergicznych, przebarwienia, nadmierne owłosienie.


Pielęgnacja gabinetowa, dobór pielęgnacji w zależności od pory roku, rodzaje kosmetyków gabinetowych, techniki manualne i aparaturowe, podział zabiegów kosmetycznych ze względu na działanie.


Powikłania po zabiegach kosmetycznych.

Cena katalogowa 89zł, miękka oprawa, klejona. I tutaj mam kilka uwag. Pomimo, że jest dobrze sklejona to niestety przy regularnym korzystaniu pokazała się dość znaczna skaza na samym początku. Będzie wymagała sklejenia, bo inaczej ulegnie dalszemu rozklejeniu. Natomiast podoba mi się jakość papieru, czytelna czcionka: nasycenie koloru, wielkość oraz rodzaj. Formatowanie tekstu na plus, przejrzyście, czytelnie. Dobrej jakości zdjęcia, które stanowią świetne uzupełnienie dla poruszanych tematów.





Medycyna estetyczna i kosmetologia jest nieco inna, choć tematyka nadal utrzymana w podobnej konwencji, to wydanie bardziej fachowe, profesjonalne. Nie jest to zarzut, ależ skąd! Jedynie uwaga, która być może komuś pomoże przed zakupem. O ile Praktyczna kosmetologia może być zarekomendowana dla każdego, tak tutaj lepiej zatrzymać się na chwilę, by zrewidować swoje potrzeby i oczekiwania. Natomiast dla osób związanych z branżą lub wchodzących na ten grunt może stanowić świetne kompendium wiedzy. Mnie osobiście pozwoliła usystematyzować posiadaną wiedzę oraz uzupełnić w pewnych aspektach. Ponadto dowiedziałam się kilku nowych rzeczy z zakresu dermatologii estetycznej. Jest to publikacja, która pozwala nam stać się bardziej zorientowanym w temacie na tyle, że szukając porady lub będąc podczas konsultacji wiele terminów przestaje brzmieć obco, a to co wyjaśnia specjalista staje się dużo bardziej zrozumiałe. Co więcej, możemy przewidzieć na co szczególnie zwrócić uwagę, jakie zadać pytania itd. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię być przygotowana. A to jest taki rodzaj usług, gdzie informacji nigdy dość.


W tej publikacji mamy szczegółowe omówienie budowy i fizjologii skóry, całość przedstawiona w bardzo fachowy sposób, świetnie zobrazowana. Myślę, że może stanowić bardzo udane źródło pomocnicze dla osób już zaznajomionych z podstawami oraz tych dopiero wkraczających na tę ścieżkę.


Rozdział skupiający się wokół składu preparatów kosmetycznych oraz ich zastosowaniu, to świetny przewodnik dla każdej osoby zainteresowanej tą działką. Nie trzeba być fachowcem, by wiedzieć więcej :)


Zasady leczenie dermatologicznego i zabiegi fizykoterapeutyczne w dermatologii i kosmetyce, to bardzo interesująca porcja wiedzy. Nie wiem, czy każdego interesuje w równej mierze to zagadnienie, aczkolwiek ze swojej strony polecam choćby zapoznać się z tematem.


W rozdziale o wybranych chorobach skóry znajdziemy szczegółowe opisy, typy, rozróżnienia. Całość poparta zdjęciami. Uważam, że to dobrze opracowana porcja materiału, która w zwięzły sposób przybliża najczęściej występujące zmiany skórne.


Typy i pielęgnacja skóry. Pielęgnacja włosów. Bardzo dobrze zaprezentowane typy skóry oraz sposoby pielęgnacji. Szkoda, że pielęgnacja włosów została potraktowana nieco skrótowo. Liczyłam na więcej. Dlatego tutaj czuję pewien niedosyt.


Zabiegi odmładzające stosowane w dermatologii estetycznej. To bardzo interesujący materiał, który zawiera porządną dawkę informacji. Opisane podstawy, wyjaśnione co i jak oraz przedstawienie określonych zabiegów. Na plus :)


Cena katalogowa 119zł, miękka oprawa, klejona i w tym przypadku nie mam zarzutów. Pomimo aktywnego korzystania z książki nie widać śladów, które zapowiadałyby problemy. Papier dobrej jakości, jednak układ tekstu mógłby być lepszy. Praktyczna kosmetologia rozwiązała to w znacznie lepszy sposób. Myślę, że dla osób uczących się, traktujących tę pozycję jako potencjalne źródło wiedzy lepsze oznaczenia byłby dużo bardziej pomocne. Za to bardzo dobrej jakości ryciny np. budowy skóry, warstwowej budowy włosa, budowy paznokcia. Szkoda za to, że temat filtrów przeciwsłonecznych potraktowany został bardzo skrótowo. Myślę, że można było dodać w tym temacie więcej :)


Obie pozycje dostałam, ale gdybym miała stanąć przed wyborem: kupić bądź nie, czy też którą wybrać, wrzuciłabym do koszyka obydwie. Nie żałowałabym. Lubię taką tematykę i wracam do niej regularnie. W takim duecie dostajemy publikacje, które mogą zainteresować sporą grupę osób nie tylko pod kątem kształcenia w zawodzie. Dla mnie to znakomite źródło wiedzy w pigułce :)

Interesują Was takie publikacje? A może posiadacie w swoich zbiorach pozycje godne polecenia? Dajcie znać :)

Pozdrawiam :)




*stanowi Recenzję sponsorowaną, która jest oznaczona etykietą

Ogłoszenia, wyniki, zapowiedzi :)

$
0
0


Dziękuję za każde zgłoszenie oraz podzielenie się swoją opinią w zabawach, które ostatnio miały miejsce na blogu. Przyznam, że miło było przeczytać wypowiedzi zawierające konkrety, nietuzinkowe a przede wszystkim odkrywające stałych Czytelników 1001 Pasji :)


Budujący jest odbiór z Waszej strony, cienicie sobie rzetelność, dobrej jakości zdjęcia, bogate teksty, wnikliwość, indywidualność, różnorodność półek cenowych. Coraz więcej z Was zwraca uwagę na to, czy produkt pochodzi ze współpracy i czy jest oznaczony takową informacją. Nie wiem, czy zdołam opisać wszystkie poprzednie posty tego typu, ale nigdy nie ukrywałam źródła pochodzenia. Natomiast zaczęłam czytelniej oznaczać posty tego typu jakiś czas temu. Sama lubię wiedzieć, co jest co ;)

1001 Pasji nigdy nie przeobrazi się w portal z reklamami rodem z magazynów kobiecych. Cenię własną niezależność i pielęgnuję tę sferę. Nie jestem na sprzedaż i nigdy nie będę.

Wiem, że dalej, dla wielu z Was przeszkodą jest wtyczka Disqus. Nie zrezygnuję z tej formy. Nie sposób zadowolić wszystkich i od początku wyzwalała wiele kontrowersji ;)

Nie planuję kolejnej zabawy Mikołajkowej. Poprzednia dostarczyła mi zbyt wielu emocji, pokazała wiele osób w innym świetle niż sądziłam. Przebieg zabawy odbywał się z wieloma problemami, o których nie pomyślałabym bo przecież udział brały dorosłe osoby... Przez wiele miesięcy zastanawiałam się, czy napisać o swoich przemyśleniach, czy też nie. Postanowiłam zachować je dla siebie. Wyciągnęłam wnioski i nie zamierzam dolewać przysłowiowej oliwy do ognia, ponieważ wiem, że na pewnych poziomach nie dojdę do porozumienia. Różni nas zbyt wiele.

Wyrażę się za to w inny sposób, dziękuję za udział, zaangażowanie i dobrą zabawę wszystkim osobom, które podeszły do Mikołajek poważnie, z sercem, zaangażowaniem i wywiązały się z podjętego zobowiązania. Przygotowanie prezentu dla drugiej osoby zawsze stanowi prawdziwe wyzwanie, ale kiedy robimy to dla kogoś obcego, to tym bardziej poprzeczka zostaje podniesiona. Ważne podejście, serce i dusza :)

Na blogu nie pojawią się także żadne wymianki i tego typu akcje. Nie czuję zapotrzebowania ;)

HexxBOX na pewno nie zostanie wznowiony na zasadach, które obowiązywały. Planuję za to coś innego związanego z tym pomysłem. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Nie planuję poprowadzić żadnej akcji w stylu „wspólne zakupy” na blogspotową skalę ;)

Nie jestem instytucją charytatywną. Jednak te osoby, które miały ze mną do czynienia wiedzą, że potrafię i pomagam, lecz nie na zasadzie postawy roszczeniowej. Potrafię powiedzieć „nie” jak i zarówno „tak” :)

Odpowiadam na Wasze komentarze, pytania, prywatne wiadomości w miarę najszybciej jak to możliwe. Staram się nikogo nie pomijać, ale czasami trwa to nieco dłużej.

Dlaczego zawiesiłam „nagrodę” dla aktywnej komentatorki? Głównie dlatego, że formuła uległa wyczerpaniu. Taka zabawa ma dwie strony medalu i w głowie utkwiły mi słowa Klaudii „nagrody za rozmawianie”. Oczywiście jest to znaczne uproszczenie, ale entuzjazm nieco zaburzył mi zdrowy rozsądek i... tak, Klaudia miała rację. Lubię się z Wami dzielić, ale w tej materii ważniejsze jest poczucie równowagi.

Dlaczego mam konto na Instagramie, skoro moje nastawienie było negatywne. Odpowiedź nie jest prosta, ponieważ mój stosunek do tego miejsca nie uległ zmianie, ale konto jest powiązane z blogiem i doceniam siłę social media :) Nie jestem hipokrytką. Konto prowadzę wg własnego uznania i nie dodaję n-tej ilości hasztagów, które przesłaniają sens zdjęcia. Staram się także, by zamieszczane zdjęcia miały w sobie jasny przekaz. Instagram, to dla mnie kolejne narzędzie z którego można zrobić dobry użytek. Tylko trzeba chcieć i jestem w tym dobra :)

Rzadko robię porównania pomiędzy produktami, głównie dlatego że kiedy trafiam na kosztowny HIT nie szukam np. tańszego odpowiednika. Za to od czasu do czasu omówię kilka produktów, które krążą mi po głowie od dość dawna ;)

Krótko podsumowując, dziękuję że jesteście ze mną, zaglądacie i dzielicie się w konstruktywny sposób swoimi uwagami :)

***

Przechodzę do kolejnej części, czyli wyników.


Kolorowy zestaw KIKO: Colour Shock & Kiss Balm dostaje.... Anya /podgląd/

Gratuluję i czekam na wiadomość, ponieważ wysłałam już do Ciebie e-mail na podany przez Ciebie adres w zgłoszeniu.


Nowy Dom III /KLIK/, to dwie osoby które ujęły mnie swoimi wypowiedziami, a wierzcie mi było trudno wybrać! :)
Pakiet kosmetyków zostanie podzielony pomiędzy:
Karaooka, prowadząca młody blog ze świeżym spojrzeniem i podejściem. Zachęcam do odwiedzin /Karaooka Beauty Blog/

Lady in Red, Ula nie prowadzi bloga, ale zaskoczyła mnie kilkoma uwagami ze strony –jak to siebie określiła- biernej obserwatorki.

Gratuluję jeszcze raz i mam nadzieję, że kosmetyki dobrze Wam posłużą :) a ja czekam na wiadomość od Was.
***

Nadchodzące tygodnie sprawią, że blog zejdzie nieco na dalszy plan ze względu na moje plany. Natomiast planuję podzielić się wrażeniami związanymi z pakietem Lily Lolo /KLIK/ Zdradzę, że na pewno nie przeczytacie tego, co u innych ;)

Przed Wami post odnośnie kosmetycznych rozczarowań 2014, odsłona nowej pielęgnacji twarzy i ciała (okres jesienno-zimowy zobowiązuje), odnaleziony św. Graal w pielęgnacji włosów, aktualizacja wishlisty, kilkanaście recenzji oraz zaległa Recenzja Gościnna z HexxBOX’a. Urodzinowy konkurs oraz kilka mniejszych okazji.

Opowiem również o kilku kosmetycznych kitach za wyjątkowo duże pieniądze, zdradzę przed Wami moje zachciewajki i to jakie wywołały wrażenia.

Taki jest plan na ostatnie miesiące w tym roku :) Pewnie o czymś zapomniałam, coś mi umknęło i zapewne nadrobię jak tylko pojawi się możliwość :)

Dziękuję za uwagę i do następnego razu :)





Viewing all 907 articles
Browse latest View live